12 grudnia, 2015

Epilog.

Jeśli ktoś nie przeczyta CAŁEJ (XD)notatki pod rozdziałem to się na niego obrażę :c

  Siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć i z uśmiechem przewiduję przebieg kolejnych dni. Jeśli będzie obok mnie Janek- wszystko będzie ok. Za oknami jest zielono, do końca roku szkolnego jest już blisko. Czego chcieć więcej? Tramwaj zastukotał przyjaźnie zapiszczał i całkowicie zatrzymał się na przystanku. Drzwi i wraz z ludźmi do środka wpadło ciepłe, świeże powietrze. Dostrzegłam w tłumie mojego przyjaciela i na wspomnienie wczorajszej nocy (to brzmi dwuznacznie) moje serce zabiło odrobinę szybciej. Chłopak wszedł do środka i jak zwykle zajął miejsce obok mnie. Był jednak jakiś smutny, jakby przybity. 
-Cześć Janek.- przywitałam go ciepłym uśmiechem. 
-Hej.- odparł ponuro i wymusił uśmiech. 
-Coś się stało?- zapytałam a gdy ujrzałam łzy w oczach chłopaka mój dobry nastrój całkowicie zniknął. Czyżby w końcu zamierzał powiedzieć mi co dzieje się z nim w ciągu ostatnich kilu dni? Nie wiem, ale zaczynam się bać. 
-Jadę jeden przystanek.- powiedział sucho. 
-I to jest powód twojego smutku?
-Nie, dlatego mam mało czasu. Słuchaj, Naomi. Nie będę owijał w bawełnę, nie o to chodzi. Dziś widzimy się ostatni raz. Masz mnie nie szukać, nic ci to nie da. Masz o mnie zapomnieć, nikomu nie wspominać, że się znaliśmy, rozumiesz? I nie robię tego z mojego kaprysu. Wiem, że będziesz mieć żal, ale robię to dla twojego dobra bo sprawy zaczynają przybierać niewłaściwy obrót.- słuchałam, ale nie rozumiałam. Może nie chciałam rozumieć. 
-Przestań się mazać.- powiedział chłopak gdy z moich oczu popłynęły łzy. Jak ja mam bez niego funkcjonować? Patrzyłam się na niego tępo, jego wzrok był pusty. Czyżbym na prawdę nic dla niego nie znaczyła? Przecież mówił, że jesteśmy przyjaciółmi. Kłamał?
-Czemu?
-Tak wyszło, to nie jest twoja sprawa, Naomi. I mówię: nie szukaj mnie. Nie będzie mnie nawet w Polsce, więc nie masz żadnych szans.- nie patrzył na mnie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Spostrzegłam, że nieuchronnie zbliżamy się do przystanku, do końca naszej znajomości. 
-Janek, popatrz na mnie.- chłopak wykonał moje polecenie. Wzięłam głęboki oddech, moje dłonie strasznie się trzęsły. Minęło kilka sekund nim zdążyłam wydusić z siebie słowo. 
-Janek. Ja... Zależy mi na tobie.- patrzyłam jak jego szczęka się zacisnęła.
-Czy... Czy ja też coś dla ciebie znaczę?- wbiłam wzrok w moje buty. Chłopak milczał. 
-Odpowiedz mi!- jęknęłam gdy poczułam jak tramwaj hamuje.
-Muszę już iść. Papa, Naomi.- wyszedł. Na prawdę wyszedł. Tak po prostu zniknął z mojego życia. Włożyłam słuchawki w uszy bo nie chciałam słuchać hałasu, ludzi z tramwaju i skrzeczącej pani Ilony. 
Link do piosenki, możecie ją sobie włączyć bo jest fajna.

Zostań, jak nikt mnie znasz
Przecież dobrze wiesz
Boję się być sam
Zostań do rana raz
Może zwykły dzień
Nic nie zmieni w nas

Zostań, choć nie stać mnie
Na to wszystko
Co mi możesz dać
Zostań, kiedyś przyjdzie czas
Na pytania
I to co teraz wciąż jeszcze przerasta nas

Zostań, nie szukaj już
Gdzieś daleko
Tego co masz tu
Zostań, bez zbędnych słów
Tak jak teraz
Cierpliwie obok bądź po prostu dzień po dniu


***

Zwolniłam się ze szkoły po pierwszych trzech lekcjach. Jak to działa, że osoby, które są dla nas najważniejsze tak po prostu znikają? Janek wszedł w moja codzienność tak nagle i niespodziewanie jak z niej wyszedł. Namieszał we wszystkim co mam, widział jak całe moje życie się zawaliło, pomógł mi je naprawić i stanąć normalnie na nogi, a teraz... Nie ma go. I nie będzie, wiem, że nie kłamał, po co miałby to robić. Weszłam do mojego małego mieszkanka, które mam dzięki Jankowi i od razu poszłam do sypialni. Na łóżku leżał list w żółtej kopercie. Nie był zaklejony, więc wyjęłam go bez problemu i ujrzałam niestaranne pismo Janka. Gdzieniegdzie literki były rozmazane. 

 
Droga Naomi, 
 Piszę do Ciebie list bo nie wiem jak pójdzie mi tłumaczenie Ci tego na żywo. Chciałem Cię poinformować o moim wyjeździe.. Możesz być na mnie zła, ale to nie zależało ode mnie.. Mam dosyć ciężką sytuację.. No nie ważne, to nie jest coś, co Cię dotyczy. Nie chciałem wyjeżdżać, naprawdę.. Nie mam pojęcia czy w ogóle będziesz chciała to czytać do końca, ale gdybym mógł to bym został. I proszę nie myśl, że to kłamstwa bo gdybym naprawdę chciał Cię zostawić nic bym do Ciebie nie napisał. Mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe.
Zapomnij o mnie.
Jasiek.

PRZECZYTAJ NOTKĘ KOŃCOWĄ, JEST TAM LINK DO NOWEGO BLOGA! 8)

 ▼▼▼
Moje najukochańsze myszki! :( Znów Wam nie powiedziałam o epilogu. I od razu mówię, że nie zakończyłam WYAWM przez słabszy okres. Po prostu- nadszedł jego czas i od samego początku dobrze wiedziałam jak to się skończy. Ale co zmusiło Janka do wyjazdu, czym są jego problemy i co się stanie z Naomi- możecie się tylko domyślać. Jeśli chcecie- napiszcie na dole jak to z tym jest.
Teraz czas na podziękowania!
Kolejność osób jest losowa :) Dziękuję Kamci za to, że jest zawsze. I, że napisała list, który mieliście okazję przeczytać na koniec :) Dziękuję, że mnie wspierasz, pomagasz, oceniasz, poklepujesz po pleckach gdy jest gorzej i takie tam. Nie tylko w kontekście bloga, ale ogólnie. <3 (Blog Kamci) Dziękuję Alicji za to, że ciągle się ze mną trzymasz! Za to, że oceniasz, poprawiasz, znosisz moje humorki i, że jesteś najlepsza na świecie. Dzięki za ogółem to co robisz, nawet o tym nie wiedząc. Pisałam ci już wczoraj dużo, więc tu już ne. XD <3 Dziękuję Pauli za to, że tak wytrwale sypiesz mi cukier w oczy i poprawiasz mi tym moje dowartościowanie i ogółem dajesz chęć do czegokolwiek. Dziękuję za to, że pomagasz mi niemal z każdym rozdziałem, jesteś najlepszaaa <3 <3 Dziękuję Andżeli, która kocham nad życie me i zawsze mi pomoże w razie potrzeby. Dziękuję za pomaganie z szablonami i pocieszanie w momentach zwątpienia! Kc tak bardzoooo <3 Dziękuję też za prześliczny nagłówek na bloga! <3
A teraz dziękuję Wam moi czytelnicy. Za każde wyświetlenie i każdy komentarz. Za każde słowa wsparcia, pochlebstwa ale też krytyki. Dziękuję, że wytrzymujecie moją niereguralność. Dziękuję, że razem ze mną śmieszkujecie na asku i grupie. Dziękuję, że do mnie piszecie i potraficie mi zaufać. Dziękuję za wsparcie. Za wszystko. Jesteście najlepsi i NIGDY nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej, okej? Jejku.... Tak mi przykro :((
Mam do Was jeszcze jedną prośbę. Tak jak przy końcu TTYA. Napiszcie mi w komentarzy trzy zalety bloga i trzy wady. Może to być treść, sposób pisania, wygląd bloga... cokolwiek tylko przyjdzie Wam do głowy! :)
 A jeśli nie chce się Wam pisać komentarza :( To dajcie choć kropkę, pokażcie ile Was tak na prawdę to czyta! Proszę :)
Kolejną sprawą jest nowy blog. Nie wiem czy chcecie go czytać, mam nadzieję, że tak. Będzie inny, sami zobaczycie. Mam nadzieję, że dzięki niemu nie obrazicie się za koniec tramwaju jakoś bardzo! <3
Oto on!
 NOWY BLOG! :)
 NOWY BLOG! :)
 NOWY BLOG! :)
NOWY BLOG NA WATTPADZIE! :)
 NOWY BLOG NA WATTPADZIE! :)

Tu daję Wam wszystkie jakoś tam powiązane ze mną lub z blogiem linki:
Mój ask :)
Nasza grupa czytelników! <3
Mój facebook, zawsze możesz napisać :)
 NOWY BLOG! :)
Mój blog: Thanks, That You Are (zakończony)
Mój blog: Wish You Were Here (zawieszony)
Mój wattpad :)
Mail: mistycznachoina@interia.pl
(XD) Snap: mistycznachoina
Jejku, jak tego dużo! XD Ale to już chyba wszystko.
Tak więc piszcie co Wam się wydaje, co Wam się podoba i co się nie podoba. I nie opuszczajcie mnie! :((
Cieplutko pozdrawiam
bardzo, bardzo dziekuję
Wasza foewa XD
Miśka.♥

23 listopada, 2015

Rozdzial 20

Jest środek nocy, stoję na przystanku, na którym zwykle wsiadam do niebieskiego tramwaju numer sześć. Boję się jak cholera, zwłaszcza, że lampa obok mnie zaczęła podejrzanie migać. Janek mówił, że mam do niego dzwonić jak coś, ale ten debil zapomniał, że żeby do kogoś zadzwonić to trzeba mieć jeszcze numer tej osoby. Więc stoję całkiem sama na przystanku, w środku nocy, pod migającą latarnią i gapię się w niebo, na którym już można dojrzeć meteoryty (przyp. autorki: nie mam pojęcia czy meteoryty, czy co innego, więc jak coś to poprawcie mnie w komentarzu ;-;) Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i zasłania usta ręką, nawet nie zdążyłam wydać z siebie dźwięku. Próbowałam się wyszarpać, ale przeciwnik był za silny.
-Musisz być bardziej uważna.- głos Janka dobiegł do moich uszu. Zawyłam wściekle i wysunęłam się z rąk chłopaka, który zwolnił uścisk.
-Idioto!- warknęłam w jego stronę.
-Co? To ty nie uważasz, ja ci tylko pokazuję, że musisz się pilnować. Chodź i nie marudź.- złapał mnie za łokieć i złą jak osa pociągnął za sobą. Dreptałam za nim przez chwilkę i zastanawiałam się dokąd idziemy.
-Tak w ogóle to jaki jest nasz punkt docelowy?- wyjęłam rękę z jego uścisku i schowałam ją do kieszeni, on po chwili zrobił to samo. 
-Gośka, ta górka.- odparł wzruszając ramionami. Gośka to górka w parku w naszym mieście, jest najwyższym naturalnym wzniesieniem, na który można wejść szybko, bezpłatnie i w sumie nigdy nikogo tam nie ma.  Po kilku minutach marszu dotarliśmy do parku, dziesięć minut później byliśmy na szczycie pagórka, zziajaliśmy się nieco. Staliśmy i gapiliśmy się w niebo.
-Ładnie, co nie?
-No.- roześmiałam się, dźwięk odbił się echem. To zabrzmiało strasznie mrocznie.
-Dobra, mów teraz po co mnie tu zaciągnąłeś.- zwróciłam się do przyjaciela. Wzruszył ramionami i usiadł, postanowiłam do niego dołączyć.
-Pogadać.- zamieniłam się w słuch.
-Wiesz Naomka, jest wiele rzeczy, o których nie chcę mówić, ale jest też kilka, o których ci powiem. Po pierwsze: nie chcę żebyś się do mnie przywiązała. Nie chcę tego, to bez sensu, zobaczysz z resztą sama. Druga sprawa to taka: nigdy nie będę mógł powiedzieć ci co robię, może w jakimś tam ułamku, może z czasem się domyślisz, ale nie mogę powiedzieć ci twego w prost. I po trzecie: nie ufaj tak ludziom. Oni są źli i samolubni. Jak patrzę na ciebie, jak patrzę na to jak sobie próbujesz radzić to mi się serce kraje. I kochaj swoich rodziców- westchnął.
-Ale czekaj, czemu... Nie rozumiem.- jęknęłam. Myślałam, że powie mi coś sensownego, a nie luźny zbiór przemyśleń na temat mojej osoby.
-Jutro wszystko powinno ci się wyklarować. Obiecuję. A teraz popatrz w górę.- nie wnikałam, on czasem zachowuje się jakby miał coś z głową. Zwróciłam twarz ku górze. Meteoryty śmigały nad naszymi głowami, ciepły wiatr szumiał w liściach, znad których dochodziły światła lamp ulicznych. Popatrzyłam na Janka. Siedział wpatrzony w niebo, z lekko rozchylonymi ustami, ale myślami był gdzie indziej. Zwrócił wzrok w moją stronę, popatrzyliśmy się sobie w oczy, ale speszona znów popatrzyłam w niebo. Poczułam jak chłopak przewraca mnie na ziemię. Dosłownie dwie sekundy później leżałam przygnieciona jego ciężarem, z rękami, które trzymał nad moją głową. Przestraszyłam się, ale nie wykonałam żadnego ruchu. Nie dlatego, że skutecznie uniemożliwił mi cokolwiek, ale dlatego, że on zaczął przybliżać swoje usta do moich. I patrzył mi w oczy, które były przerażone nową sytuacją. Zamknęłam je, czułam jego ciepły oddech na policzku.
-Znów dałaś się złapać bo za bardzo zaufałaś.- szepnął mi do ucha i zaczął mnie łaskotać. Gdy ktoś mnie łaskocze zaczynam funkcjonować jak nadludzka istota, więc sekundę później byłam jakieś trzy metry od chłopaka.
-Jak mogłeś mnie połaskotać, czemu to zrobiłeś?- syknęłam w jego stronę.
-Chciałem ci pokazać, że popełniasz wiele błędów. Chłopcy są różni, nie każdy jest taki świetny jak ja i ktoś mógłby wykorzystać okazję i zrobić ci krzywdę.
-Skromniś.- mruknęłam, ale chyba tego nie usłyszał.
-Chodź, odprowadzę cię do domu, jest wpół do trzeciej.- kiwnęłam głową i ruszyłam za nim, desperacko próbując uspokoić rozszalałe serce. Mam nadzieję, że on nie słyszy jak mocno bije.




 ▼▼▼
MOJE MYSZKI!!! :D :D :D Wiecie co właśnie zauważyłam!? STUKNĘŁO NAM TU JUZ 20 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ, OMG, OMG. Tak bardzo, bardzo, bardzo dziękuję <3 :) <3 Jesteście najlepsi skjdkjsd <3 
Dobra, koniec cukrzycy.XD 
Jak Wam się podobał rozdział? Co myślicie o końcóweczce? Generalnie miało być dłużej, ale tak mi nie szło :o No nic, mam nadzieję (hehe) że się podobało i tak :) I piszcie komentarze!
I wszystkiego najlepszego Natalce! 8) 
To ten, zapraszam na:
aska Ask :>
grupę grupa :>
Jeszcze raz dziękuję za 20K!! <3 :D <3 
 
Cieplutko pozdrawiam,
Miśka

19 listopada, 2015

Rozdział 19!

Siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć i niemal usycham z radości. Nareszcie Janek wrócił do szóstki i w ogóle wszystko jest jakby lepsze. Tramwaj hamuje, zamykam oczy i słyszę wzmożony gwar przy drzwiach. Nadal mam zamknięte oczy, ale czuję, że ktoś obok mnie siada, na moje usta wpełzł delikatny uśmiech.
-Cześć Naomka.- Janek mierzwi ręką moje włosy, otwieram oczy i uśmiechamy się do siebie.
-Cześć Jasiek.- przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale nie była ona niezręczna. To było tak miłe, jako przyjaciele mówiliśmy sobie milczeniem wszystko, co mieliśmy do przekazania.
-Tak w ogóle.- chłopak przerwał milczenie.
-Możesz się tu zgłosić jeśli nic nie znajdziesz. Wiesz, chodzi mi o pracę. Godziny powinny ci odpowiadać, to jest sklep zoologiczny, więc wiesz...- podał mi taką samą karteczkę jak wtedy, gdy szukałam mieszkania.
-Jejku, tak bardzo ci dziękuję.- schowałam świstek do kieszeni, chłopak tylko kiwnął głową.
-Jak ty to wszystko robisz?
-Mam swoje wtyki i znajomości.-roześmiał się i wsadził ręce w kieszeń. Nienawidzę tego, że nigdy nic mi nie mówi. Ale to nie moment by się na siebie złościć, teraz byłoby to bardzo głupie. Popatrzyłam na przyjaciela, wydał mi się jakiś taki... smutny? Zestresowany? Na pewno coś się działo.Wczoraj też taki był, nie chciał mi powiedzieć o co chodzi, ale dziś mu nie odpuszczę, nie ma szans.
-Jasiek, słuchaj mnie.- zaczęłam stanowczo.
-Ja wiem, że moje pytania są ci nie na rękę, ale powiedz mi co ci chodzi po głowie. Widzę, że coś jest nie tak, proszę powiedz mi. Przecież wiesz, że nikomu nie powiem. Komu miałabym powiedzieć? Jesteś moim jedynym przyjacielem.- na końcu westchnęłam żałośnie. Chłopak zaśmiał się i zamyślił na chwilę.
-Nie mogę. Na prawdę nie mogę ci teraz powiedzieć, przepraszam.- widząc moją minę pełną dezaprobaty tylko pokręcił głową.
-Jesteś taka ciekawska.- prychnął po chwili milczenia.
-To źle?
-Nie, nie. Stwierdzam tylko fakt.- uśmiechnął się sam do siebie.
-No nie obrażaj się! Wszystko ci powiem, ale w odpowiednim czasie, obiecuję.- prawie krzyknął i przyciągnął mnie jednym ramieniem tak, że teraz mnie obejmował. Nie protestowałam. Po chwili tramwaj zatrzymał się, a chłopak podniósł się z miejsca.
-Ja lecę.- stanął na przeciwko mnie, drzwi się jeszcze nie otworzyły.
-Oki, pa.- uśmiechnęłam się nadal nieco rozkojarzona.
-Słuchaj. Dziś w nocy spadają meteoryty, co nie?- przytaknęłam na jego pytanie.
-Jak masz ochotę pogapić się na to wszystko to bądź na swoim przystanku o pierwszej w nocy. Jak się boisz iść dwadzieścia kroków przez miasto sama to zadzwoń, ja po ciebie wpadnę. Jeśli nie masz ochoty to po prostu nie przychodź. Ja spadam.- nie dając mi szansy na powiedzenie czegokolwiek wyskoczył z tramwaju i odszedł w swoją stronę. Czy on oszalał?




▼▼▼
Nareszcie jest! Jejku, w końcu napisałam! Boże, ja wiem, że krótko, ale mam na jutro pracę do sprawdzenia i sprawdzian z historii, ale wiem, że czekaliście. :// Chciałam już to napisac, więc w końcu jest noo! :D Piszcie mi czy się Wam podoba i tak dalej. Super by było jakbyście komentowali i tak dalej bo to daje motywejszyn, bla, bla, bla :P I znów przepraszam, że tak długo nie było, ale no :< 
 
  Teraz zapraszam na:
aska Ask :>
grupę grupa :>
 
Cieplutko pozdrawiam, 
Miśka

27 października, 2015

Rozdział 18

  Kilka(naście) tygodni później. Na tyle dużo, że nagle zrobił się kwiecień. 

Jest już cieplej. Trawa staje się zielona i wszystko idzie za jej przykładem. Ogółem wiosna, przecież wszyscy wiedzą jak wygląda wiosna. Choć może w mieście jest trochę mniej spektakularna niż na wsi, ale też jest. Oderwałam wzrok od małego parku po drugiej stronie ulicy i zwróciłam się w stronę Janka. Zawsze stoimy na tym samym przystanku i zamieniamy kilka zdań aż on nie musi iść na swój tramwaj. Tak właściwie to na prawdę powinien już iść.
-Spóźnisz się na swoją nitkę.- zwróciłam mu uwagę.
-Nie spóźnię.- odparł pewnie.
-Już jedzie.- prychnęłam zirytowana, gdy zobaczyłam, że jedenastka (jego tramwaj) jest blisko.
-Nie jedzie.- nadal był pewny siebie. Nic nie mówiłam.
-Ogłupiałeś?- zapytałam gdy jego kurs zatrzymał się po drugiej stronie torów. Uśmiechnął się w stylu serio-jesteś-tak-nie-ogarnięta? i przetarł ręką twarz.
-Co dziś mamy?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Środę. Ale co to zmienia?
-Chodzi mi o miesiąc.- hamował śmiech. Teraz zrozumiałam, a uśmiech sam wszedł na moje usta.
-Czyli wracasz do szóstki?- powiedziałam trochę głośniej i trochę weselej niż chciałam. Tylko kiwnął głową. Nie wiem czy się nie cieszy, czy nie chce tego okazać. W sumie znam go bardzo słabo. Tak na dobrą sprawę: co o nim wiem? Wiem, że ma na imię Jasiek, ale nie wiem jak ma na nazwisko. Wiem, że nie ma nic wspólnego z byciem sławnym lub branżą nielegalną, kiedyś o tym mówił, ale i tak nie wiem gdzie pracuje. Nie wiem dokładnie ile ma lat, ale daję mu rok lub dwa więcej niż ja. Nie wiem gdzie mieszka, jacy są jego znajomi, jaki jest jego numer telefonu i co lubi jeść na śniadanie. Wiem jednak, że nie lubi mówić o sobie i, że mimo niesympatycznego pierwszego wrażenia i nieco oziębłej postawy, którą przybiera jest bardzo ciepłą i miłą osobą. Choć to drugie tylko czasami. I mimo, że twierdzi, że nigdy nie kłamie to gdy chciał mnie obronić przed chłopakami- skłamał. Hipokryta z niego. Wiem, że umie wysłuchać i doradzić, czasem nawet pomóc. I jest bardzo skryty. Nasza relacja jest dziwna. Nie wiem o nim podstawowych rzeczy, ale znam jego cechy charakteru. To głupie.
-Jest.- chłopak wyrwał mnie z zamyślenia i wskazał na tramwaj. Wsiedliśmy do niego i zajęliśmy nasze standardowe miejsca przy oknie w niebieskim tramwaju numer sześć.
-Jasiek, co się dzieje?- zapytałam gdy po dwóch przejechanych przystankach nadal się do mnie nie odezwał.
-Nic takiego.- mruknął. Widząc moje badawcze spojrzenie dodał
-Serio.- nie odpuszczałam, widzę przecież, że coś jest nie tak.
-Naomi, na prawdę. Jeśli będzie coś o czym powinienem ci powiedzieć to masz sto procent pewności, że się o tym dowiesz. O tym będę musiał ci powiedzieć, ale wszystko w swoim czasie. Na razie wszystko jest ok.- stwierdziłam, że odpuszczę temat. Na prawdę rzadko zwraca się do mnie po imieniu, więc na prawdę nie chce o tym rozmawiać. Poczęstowałam go maślanką, którą kupiłam wychodząc z domu. Jak to mówią "przez żołądek do serca" więc gdy miał usta pełne bułeczki odezwał się już zupełnie luźno
-Może powiesz mi jak u ciebie?- w tym momencie mogłabym powiedzieć mu na prawdę dużo. To, że pani Magda jest najcudowniejszym dorosłym człowiekiem, którego dane mi było spotkać. Że czasem rozmawiam z moją mamą, byłam nawet dwa razy u nas w domu, ale wtedy byłyśmy same, tylko we dwie. Że straciłam pracę i generalnie z finansami robi się na prawdę dramatycznie źle.
-Nawet ujdzie.- również zapchałam sobie buzię bułką, aby uniknąć kłopotliwych odpowiedzi na kłopotliwe pytania.
-Mów co jest.
-Gdasilam Gladace.- odparłam niewyraźnie bo nadal miałam pełne usta. Chłopak parsknął śmiechem, a ja szybko zjadłam resztę i powtórzyłam
-Straciłam pracę.- wbiłam wzrok za okno. Wystawy w kwiaciarniach znów zaczęły wyłazić na chodniki, wreszcie zrobi się kolorowo.
-Co?- odwrócił mnie w swoją stronę.
-Straciłam pracę. I prawdopodobnie to ostatnia rzecz, którą jem dopóki czegoś nie znajdę.
-Kiedy to się stało? I szukasz czegoś?
-Jakoś dwa tygodnie temu. Pewnie, że szukam. Nie jestem aż tak nie poradna.- fuknęłam.
-I?
-I odrzucili mnie cztery razy.- powiedziałam cichutko.
-Jednak jesteś. Załatwię ci coś.- westchnął.
-To może weź załatw mi jeszcze kota i dwa psy.- dodałam ironicznie. We wszystkim chce mnie wyręczać.
-Chcesz mieć dwa psy w tak małym mieszkaniu? Wiesz, że mogę ci je skombinować, ale nie sądzisz, że to będzie nieodpowiedzial...
-Jezus, przecież to żart! Poza tym jak miałabym je dostarczyć do domu dwa psy? Które musiałabym przekitrać w tramwaju i osiem godzin w szkole?
-Przyprowadziłbym ci je do domu, proste. No przecież wiem gdzie mieszkasz.- wywrócił oczami widząc moje zaskoczone spojrzenie.
-No tak. Dobrze, że nie jesteś jakimś zboczeńcem i, że nie masz kluczy do mieszkania.- na moje słowa zrobił taką minę, że zwątpiłam w to co powiedziałam. W tym momencie tramwaj zatrzymał się, chłopak wstał.
-Do jutra.- zmierzwił ręką moje włosy.
-Do jutra.- ze śmiechem strąciłam jego rękę. Po chwili wyglądania przez okno straciłam go z oczu.




▼▼▼
No witam! :D Jak podoba się rozdział? Chyba wyszedł krótki, z resztą nie wiem bo piszę go szybciutko i lecę się uczyć. Co i Wam doradzam! :P Mówiliście, że nie chcecie bym opisywała za dużo okresu, w którym Naomi i Janek nie jeżdżą razem tramwajem, więc poprzestałam na jednym rozdziale :) Ale teraz: co myślicie o zachowaniu Janka? I o relacji, nad którą myślała Naomka? Cieszycie się, że wszystko wraca do normy? Piszcie :> 
Jak napiszecie to zapraszam na:
aska Ask :>
grupę grupa :>
Cieplutko pozdrawiam, 
Miśka

24 października, 2015

Rozdział 17

  Stoję pod daszkiem przystanku i czekam na niebieski tramwaj numer sześć. Na przeciwko mnie, po drugiej stronie torów stoi Jasiek, patrzymy się na siebie nic nie mówiąc, chłopak pali już drugą fajkę z rzędu. Powiedziałabym coś, ale nie chcę krzyczeć. On i tak mnie zignoruje. Chciałabym móc z nim normalnie pogadać, podziękować mu za pomoc. Trzy dni temu (w poniedziałek) dostałam od niego adres mieszkania do wynajęcia i już się przeprowadziłam. Poszło bardzo, bardzo szybko. Dlatego, że raz- mam bardzo mało rzeczy, dwa- mam blisko z mojego starego domu do nowego, dosłownie dwadzieścia minut drogi i trzy- i ja i kobieta (bardzo sympatyczna z resztą) która wynajmuje mieszkanie chciałyśmy to jak najszybciej załatwić. Moje nowe lokum jest na prawdę bardzo, bardzo skromne. Ma kuchnio-salono-sypialnię i malutką ciemną łazienkę z jednym, malutkim oknem, którego nie umiem otworzyć. W mieszkaniu mam tylko trzy okna, przy których stoją lekko suche kwiatki, ogólnie pomieszczenie jest ciemne, ale już trudno. Ściany są obite zieloną tapetą, która jest nieco podniszczona, a na podłodze jest pochlapana w kilku miejscach wykładzina. Funkcję kanapy pełni moje łóżko, biurka- stolik kuchenny, który trochę się kołysze a książki, których miałam najwięcej muszą na razie leżeć na podłodze. Nie dorobiłam się jeszcze takich mebli jak biblioteczka czy komoda. Z resztą nie wyjęłam jeszcze wszystkich ubrań, a te, które noszę- na bieżąco piorę i wieszam na sznurkach nad wanną. Zza ściany ciągle słyszę kłótnie jakiegoś małżeństwa. To jeszcze nie jest najgorsze. Najgorzej jest wtedy gdy godzą się wieczorami, ale o tym nie będę się rozwodzić.

Kolejny dzień

  Choć to prawie niemożliwe- na zewnątrz ochłodziło się jeszcze bardziej.  Śnieg w miejscach, które nie były tak bardzo udeptane przez śpieszących się przechodniów aż skrzypiał. Muszę zainwestować w jakiś porządny szalik i ewentualnie w rękawiczki. I uszczelki. Zaczynam odczuwać to, że okna w moim mieszkaniu nie są do końca szczelne. Docieplam się farelką, więc nie jest źle, ale ona zużywa za dużo prądu. Zwróciłam się w stronę Janka, on też na mnie patrzył, więc mu pomachałam. Odpowiedział mi tym samym gestem i uśmiechem.

Jeszcze następny dzień

  Brak rozmowy z Jaśkiem zaczyna być męczący, tęsknię za nim. To dopiero dwa dni, a musimy tak do kwietnia. Przecież to totalnie bez sensu. Nie da się utrzymać naszej relacji na normalnym poziomie bez rozmowy, bez jakiegokolwiek kontaktu.
-Cześć.- zachrypnięty głos Jaśka wyrwał mnie z zamyślenia.
-Co ty tu robisz?- zapytałam zdziwiona. To się nazywa wywołać wilka z lasu.
-Przyszedłem na chwilkę. I tak mam tramwaj kilka minut po tobie, więc zdążę na luzie. Chyba, że mam sobie iść.- już zaczął się odwracać.
-Nie idź!- złapałam go za łokieć, na jego usta wkradł się chytry uśmiech.
-Naczy jak chcesz to idź, ja cię nie zatrzymuję bo...- przerwał mi.
-Może po prostu powiedz mi jak u ciebie?- zaśmiał się co całkowicie zbiło mnie z tropu.
-Nooo... Przeprowadziłam się, to chyba oczywiste, próbuję się jakoś utrzymać...- nie wiem co mam mu mówić.
-Przecież chodzi mi o to jak się czujesz.
-Źle, wiesz o tym bardzo dobrze.- westchnęłam. Na pocieszenie zostałam pogłaskana po głowie. Zapewne chłopak chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nadjechał mój tramwaj, do którego on niestety nie wsiadał...

Kilkanaście kolejnych dni później

  Popadam w monotonię. Dramatyczną monotonię. Wstaję, wychodzę do szkoły, w której spędzam koło ośmiu godzin, potem biegnę do pracy, wracam do domu, uczę się, robię kilka niezbędnych rzeczy dookoła siebie i padam zmęczona na łóżko tylko po to, żeby przez dziesięć minut poczytać książkę i dramatycznie zmęczona całym dniem zasnąć. Weekend był jeszcze cudowniejszy niż zawsze- spędziłam go całkowicie sama w moim ukochanym mieszkanku. Nawet uszczelniłam okna. Udało mi się porozmawiać z panią Magdą, która okazała się być starą znajomą Jaśka. Jest dokładnie taka sama jak on- nie mówi praktycznie nic, tylko słucha. W sumie jedyną rzeczą jakiej dowiedziałam się o Janku jest to, że przeprowadził się do tego miasta gdy był w gimnazjum. Na pewien okres wyjechał (z powodów mi nieznanych) ale teraz znów wrócił i 'zaczyna zarabiać". Niestety nie wiem jak. Z samym Jasiem rozmawiałam dosłownie dwa razy, a i tak to były konwersacje w stylu "hej, co tam, u mnie też prześwietnie, pa" Nie mogę powiedzieć, że to po mnie spływa i, że nie odbija się to na moim samopoczuciu. Przez ten czas towarzystwa dotrzymuje mi Mateusz i Karolina, którzy doszkalają mnie jeśli chodzi o kwestie aktorsko-teatralne. Są na prawdę dobrzy w tym co robią. Karolina bardzo stara się mnie pocieszyć, ale nie za bardzo jej to idzie. Nie chcę jej mówić co mnie trapi, nie wiem czy tego gdzieś nie rozpowie, czy nie będzie się z tego nabijać. Na szczęście na mnie nie naciska, za co jestem jej niewymownie wdzięczna. Mateusz natomiast próbuje robić podchody- stara się wyczaić o co chodzi nie rozmawiając o tym ze mną wprost. Zadaje różne pytania i myśli, że nie zorientowałam się co knuje. Przynajmniej myśli, chwała mu za to.

Następne dwa dni minęły...

  Zadzwoniła moja mama. Wychodząc z domu dałam jej mój nowy numer komórkowy. Stary porzuciłam, miał go mój już-nie-brat. Mówiła, że się o mnie martwi, że nie ma do mnie pretensji o to co zrobiłam. Ale, że jeżeli jest mi ciężko się utrzymać, albo mam chociażby ochotę wpaść w niedzielę na obiad to żebym się nie krępowała. Powiedziałam jej, że nie mam ochoty widzieć się z moim bratem i, że jakoś przez ostatnie dni niezbyt ją obchodziłam, więc niech da sobie spokój. Przeprosiła mnie za to, że nie dawała znaku życia, ale nie chciała mi się narzucać. Odparłam, że jako osoba uważająca się za moją matkę raczej nie powinna się o to martwić. Stwierdziła, że to ja ją skreśliłam i, że to ja powiedziałam jej, że nie jest moją matką. Gubię się już w tym. Brakuje mi Janka, on wiedziałby co mam zrobić...




▼▼▼
Na wstępie chcę przeprosić za to, że tak długo nic nie dodawałam :(
I podziękować za 15k wejść! :) No, teraz już 16! Idziecie jak burza!:D
Nareszcie jest kolejny rozdziaał! :D Ma troszkę inną formę niż zazwyczaj, ale mam nadzieję (hehe) że i tak się Wam podobało :))  Nie wiem co myślicie- koniecznie napiszcie mi w komentarzu. Napiszcie też jak Waszym zdaniem radzą sobie nasi bohaterowie. Dobrze? Może nie bardzo? I podoba Wam się taka forma pisania?
Teraz zapraszam na: 

aska Ask :>
grupę grupa :>
 
Cieplutko pozdrawiam, 
Miśka



12 października, 2015

Rozdział 16

   Już po Świętach. Siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć i nie marznę! Jak dla mnie to nowość, ale dostałam pod choinkę przesympatyczną kurtkę, która jest z wierzchu zrobiona jak sweterek. Boże Narodzenie przebiegło bardzo spokojnie, bez zbędnych kłótni i wyskoków mojego już-nie-brata, on zawsze uwielbiam mnie denerwować w czasie, gdy wszyscy inni chodzą z wymalowanym na twarzy błogim uśmiechem. Pomijam fakt, że na dwa dni przed Wigilią siedziałam z mokrą głową w otwartym oknie i całe Święta przeleżałam z gorączką w łóżku. Sylwestra spędziłam sama, łaziłam po placu, na którym odbywał się koncert, obejrzałam pokaz sztucznych ogni i wróciłam do domu by po obejrzeniu filmu po prostu zasnąć. Jednak przed Sylwestrem wydarzyła się rzecz, na którą czekałam od dawna: mam osiemnaście lat. Obecnie gorączkowo poszukuję mieszkania, ale nie mogę nic znaleźć. Pracę już mam: jestem kelnerką w podłej knajpie niedaleko mojej szkoły. Mam nadzieję, że natłok nowych zajęć (praca, szukanie mieszkania, a gdy już zamieszkam sama to samodzielne życie i udzielanie się w szkole, gdzie mimo mojej woli, która krzyczała "nie!" zaangażowano mnie w jakieś chore kółka zainteresowań) nie zabierze mi zbyt dużo czasu: muszę się przecież uczyć. Matura już niebawem, a muszę ją zdać jak najlepiej, abym miała jakieś przyzwoite perspektywy. Chociaż nadal nie wiem co chcę robić dalej, gdzie pracować, na jakie studia pójść. Zupełnie nie mam na siebie pomysłu. Czeka mnie przyspieszony kurs dojrzewania i radzenia sobie ze wszystkim samemu, to nie będzie łatwe. Ponadto kusi mnie próba odnalezienia mojej biologicznej mamy, ale na to raczej się nie odważę. Kto wie kim ona jest? Może nie żyje, albo jest alkoholiczką? Nie wiem, chyba boję się wiedzieć. Z resztą co miałabym jej powiedzieć "Ym, dzień dobry, pamięta pani jak osiemnaście lat temu oddała pani dzieciaka do domu dziecka? To ja, hej mamo!' Zaśmiałam się przez własne myśli, to tak niemożliwe, że aż boli. Chociaż może pozwoliłaby mi u siebie zamieszkać? Nie chcę żyć obok mojego brata. Choć im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna, że zrani to moich rodziców. Przez tak długi czas nasz blok, nasze małe mieszkanie i oni byli dla mnie dosłownie wszystkim. Gdy ktoś mnie zranił nie szłam do przyjaciółki, przecież jej nie miałam, szłam do mojej mamy. Ona zawsze mnie wysłuchiwała, zawsze pozwalała mi się wypłakać. Gdy nie potrafiłam zrobić czegoś w komputerze, nie prosiłam o pomoc chłopaków z mojej klasy, przecież mnie nie lubili, prosiłam o pomoc tatę. Muszę przestać o tym myśleć, w końcu zwariuję. Oparłam głowę o szybę oblepioną płatkami śniegu i wsłuchałam się w rozmowy ludzi w tramwaju.
-Mruczek czuje się już lepiej, muszę kupić mu więcej witaminek!- rozradowany głos pani Ilony niemal zadzwonił mi w uszach. Jestem ciekawa czy ona ma męża.
-Pusia też już nie linieje!- czyli wszyscy wychodzą na prostą. W sumie fakt- nowy rok, nowe życie, nowe postanowienia, nowe szanse. Spojrzałam na panią Kamilę. Była dziś odstawiona, w oficjalnym płaszczyku i spódnicy. Miała ładny makijaż, elegancką torbę i upięte włosy. Mimo tego było widać, że jest bardzo zdenerwowana. Co chwilę zerkała na telefon, lub papiery, które trzymała w ręce, zerka za okno.  Jakby się bała, że ktoś wejdzie teraz do tramwaju i nie pozwoli jej jechać dalej.
-Witam panią bardzo serdecznie!- radosny głos Mateusza wyrwał mnie z zamyślenia.
-Ojejku, hej, jak tam u ciebie?- nieco oszołomiona uśmiechnęłam się do chłopaka i zrzuciłam plecak na ziemię by zrobić mu miejsce.
-Wszystkiego dobrego! Na Nowy rok, na spóźnione Święta i z okazji również spóźnionych twoich urodzin!- wręczył mi czekoladę z toffi. To takie kochane, w ogóle skąd wiedział o moich urodzinach? Mogłam o tym wspomnieć gdy przedstawiałam się na kółku aktorskim, fakt.
-Dziękuję, to takie miłe...- uśmiechnęłam się do niego. Jest ładny, ale w taki uroczy sposób. Nie, nie podoba mi się, po prostu jest uroczy. Choć ponoć to obraza mówić  tak o chłopaku, niby to 'pedalskie'. Nie prawda, takie teorie rozgłaszają osoby, które zazdroszczą, że nie mówi się tak o nich.
-Coś cię trapi?
-Nie, dlaczego?- zapytałam. Nie, nic mnie nie trapi. W ogóle, mam wszystko poukładane.
-Jakoś się zamyśliłaś.- przyjrzał się mojej twarzy.
-Słuchaj, znasz może kogoś, kto wynajmuje w okolicy tanie mieszkanie?- nie patrzyłam na niego.
-A więc o to chodzi. Kłótnia z rodzicami?- pokiwał wyrozumiale głową.
-Powiedzmy.
-Dobra, nie wnikam. Nie sądzę bym znał kogoś takiego, ale jeśli w najbliższym czasie ktoś o czymś takim napomknie to dam ci znać.- delikatnie klepnął mnie w ramię, opanowałam wzdrygnięcie. Nie lubię jak ktoś mnie dotyka.
-Dzięki.- nadal na niego nie patrzyłam.
-Nie ma się co martwić i wstydzić, z czasem wszystko będzie dobrze. A teraz ja już lecę bo twój chłopak się zirytuje. Do zobaczenia na kółku po lekcjach.- wstał i złapał się rurki by nie upaść.
-To NIE jest mój chłopak.
-Jasne.
-Serio! I jakie zajęcia po lekcjach, przecież nie ma aktorskich.. Czy są?
-Dziś świętujemy udane jasełka, potem przerwa i będą zapisy na przedstawienie Wielkanocne. A ja serio idę, bo twój PRZYJACIEL stoi na przystanku. Pa, pa.- uśmiechnęliśmy się do siebie i chłopak odszedł. Faktycznie, na przystanku stał Janek. W ciemnej koszuli, bez kurtki, w rozsznurowanych butach i fajką w ustach wyglądał dość... niesympatycznie. Jednak gdy popatrzyło się na jego twarz, zignorowało papierosa i spostrzegło, że płatki śniegu na jego włosach wchodzących w oczy wyglądają uroczo od razu widać, że to fajny człowiek. Patrzyłam jak ludzie chwieją się, gdy tramwaj hamuje i po chwili poczułam chłód na policzku po otwarciu się drzwi. Moment zamieszania, ludzie wychodzą, część osób się przepycha, reszta ludzi wchodzi i wszyscy szybko zajmują miejsca. Drzwi zamykają się, tym samym odcinając chłodny powiew powietrza, który szczypał mnie w policzki.
-Cześć młoda.- odwróciłam się do Janka, miał różowe policzki od mrozu.
-Już nie taka młoda!- roześmiałam się.
-Masz siedemnaście lat, więc młoda.- pokazał mi język. Może jestem młodsza od niego (w sumie to nie wiem ile ma lat) ale to on zachowuje się jak dzieciak.
-Od kilku dni już osiemnaście.- uniosłam głowę w górę, dumna jak paw.
-Serio? Nie wiedziałem, wybacz!- speszył się.
-Wszystkiego najlepszego!- krzyknął odzyskując rezon.
-Dzięki!- odkrzyknęłam nieco ciszej, ale równie entuzjastycznie.
-To może w ramach urodzin powiem ci, że znalazłem ci mieszkanie?- na widok mojej osłupiałej miny uśmiechnął się z satysfakcją. Sięgnął do kieszeni swoich ciemnych spodni i wyjął z nich różową, samoprzylepną karteczkę, w miejscu z klejem była zakurzona i w ogóle już się nie lepiła.
-To twoje pismo?- zapytałam czytając adres, imię i nazwisko właściciela, e-mail i numer telefonu.
-Może.- znów się uśmiechnął.
-Jejku, jesteś najlepszy.- schowałam kartkę do kieszeni, w myślach całując papierek, który najprawdopodobniej zmieni moje życie.
-Wiem.- roześmiał się.
-Mieszkanie jest bardzo, bardzo skromne, ma jeden pokoik połączony z kuchnią i łazienkę. Do szkoły masz dojazd tą samą linią tylko, że wsiadasz przystanek wcześniej.
-Jest super, serio. Teraz każde mi pasuje.- ten dzień będzie lepszy. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Zapatrzyłam się w okno niewymownie ucieszona zakończeniem sprawy z mieszkaniem. Gdy spojrzałam na Janka spostrzegłam, że coś jest nie tak.
-O co chodzi?- zapytałam prosto z mostu.
-Z czym?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Dobrze wiedział, że wiem, że coś jest nie tak. Pod wpływem mojego natarczywego spojrzenia po chwili westchnął i zaczął mówić
-Będę przez jakiś czas musiał jeździć w drugą stronę. Będę wsiadał w tym samym miejscu co ty, ale po drugiej stronie przystanku, wiesz o co mi chodzi. Jadę w przeciwnym kierunku. I tak będzie chyba do kwietnia, potem wrócę do szóstki.- przez chwilę nic nie mówiłam.
-I co teraz?- wbiłam wzrok w moje paznokcie.
-Teraz będziemy sobie machać i krzyczeć do siebie przez tory czekając na nasze tramwaje.
-Ale ja nie chcę do ciebie krzyczeć z przeciwnej strony, chcę móc z tobą normalnie pogadać.- nie mogę się rozpłakać z tak błahego powodu. Nie będę mogła z nim rozmawiać przez jakieś cztery miesiące!
-A myślisz, że ja chcę się przenosić? To tylko na chwilkę, wyluzuj.
-Cztery miesiące to chwilka?- zapytałam sarkastycznym tonem.
-Muszę wysiąść na następnym przystanku.- powiedziałam sucho gdy nie otrzymałam odpowiedzi. Teraz też nic nie powiedział, przytulił mnie. Przeszedł mnie dreszcz, nie przywykłam do tego.
-Będę za tobą chyba tęsknić.- powiedziałam tak cicho, że ledwo co to słyszał. Znów cisza.
-No powiedz coś, dlaczego nic nie mówisz?- jęknęłam w jego koszulę. Nie mogę się rozryczeć, zaraz będę w szkole i nie mogę być zapłakana, z resztą to głupie, nie mogę się rozpłakać. Przecież będziemy się widzieć, więc to nic takiego, prawda?
-Mówię.- na jego słowo zaśmiałam się sucho. Tramwaj nieubłaganie zbliżał się do mojego przystanku, w końcu zaczął hamować
-Muszę iść.- znów mi nic nie powiedział, tylko bardziej przytulił.
-Serio.-powiedziałam cichszym głosem. Drzwi zaraz się otworzą.
-Obiecaj, że nadal będziemy się przyjaźnić.- wypuścił mnie z uścisku.
-Obiecuję.- uśmiechnęłam się chyba trochę sztucznie.
-Trzymam cię za słowo, pamiętaj.- uścisnął moją dłoń.
Wysiadłam z tramwaju, a zimny wiatr wdał się do moich płuc.
Wypłaczę się w domu. Nowym już, mam nadzieję.




 ▼▼▼
Rozdział życia normalnie! :D Chcę Wam jakoś zrekompensować to, że są tak rzadko :(( 
Dziś dużo się działo! :D Co myślicie o pani Ilonie i pani Kamili? Albo o Mateuszu? :3 I o tym, że Naomi chce się wyprowadzić? Że Janek tak szybko znalazł jej mieszkanie? I wreszcie: czy uda im się dotrzymać obietnicy? Piszcie koniecznie! <3 
Tak w ogóle! WYAWM jest dostępne także na wattpadzie, więc jak wolicie wattpada od bloggera to serdecznie zapraszam! 8) To WYAWM :D
Teraz zapraszam na:
Aska Ask :>
grupę grupa :>
 
Cieplutko pozdrawiam,
Miśka

04 października, 2015

Rozdział 15

   Dziewiętnasty grudnia, siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć. Kolejny dzień, ostatni przed przerwą bożonarodzeniową. Dziś są jasełka, boję się i marznę dlatego, że musiałam przyjechać do szkoły w białej sukience aniołka. Oczywiście nie wzięłam ze sobą kurtki, po co? Pomijam fakt tego, że po prostu chciałam jak najszybciej wyjść z domu. Nie chcę już tam mieszkać. Dwudziestego siódmego grudnia mam urodziny, czekam na ten dzień. Po Świętach na pewno zostanie mi trochę pieniędzy, ostatnio zajmowałam się opieką nad wrzeszczącym wnuczkiem kobiety, która mieszka ze mną w bloku, więc też mam jakieś (co prawda bardzo mizerne) oszczędności. gdy będę pełnoletnia zatrudnię się gdzieś i wynajmę najtańsze mieszkanie gdzieś w okolicy jakie uda mi się znaleźć. Jeszcze wyjdę na prostą. Nie będzie łatwo, ale przynajmniej ucieknę od mojego brata, od tych wszystkich wspomnień. Tramwaj zaskrzypiał gdy zahamował na stacji. Zobaczyłam Janka, który wsiada przez pierwsze drzwi i kasuje bilet. Odkąd się ostatnio pokłóciliśmy w ogóle ze sobą nie rozmawiamy, nawet obok mnie nie siadał. Ale teraz się do mnie zbliża. Usiadł obok mnie.
Odwróciłam wzrok. Głupio mi, że przez taką błahostkę byliśmy na siebie obrażeni.
-Hej.- uśmiechnął się do mnie.
-Hej.- odpowiedziałam tym samym.
-Możemy już skończyć zachowywać się jak dzieci?
-Wydaje mi się, że to dobry pomysł. Na święta nie powinniśmy się kłócić.
-Zaczynają ci się jutro ferie?
-Tak. Nie wiem jak wytrzymam w domu.- westchnęłam ciężko. Tak się cieszę, że znów rozmawiamy! Mam normalnie ochotę go wyściskać.
-Nadal się nie dogadaliście?- zadziwił się.
-Nie. Planuję się wyprowadzić. Ale nie mam jeszcze osiemnastu lat. I nie znalazłam taniego mieszkania gdzieś tu.
-Jeśli bardzo chcesz to mogę ci pomóc coś znaleźć. Wiem więcej niż ty i może uda mi się coś z kimś załatwić po znajomości.
-Na prawdę mógłbyś?
-Nie ma żadnego problemu. Wiesz, martwię się o ciebie.- westchnął. Zaczęłam zdrapywać lakier z paznokci, byleby na niego nie patrzeć. Gdy nic nie mówiłam, kontynuował
-Mimo wszystko powinnaś przemyśleć wyprowadzkę od rodziców. Zranisz ich tym. Poza tym mieszkanie samemu nie jest proste.
-Poradzę sobie.
-Nie wątpię, ale nie będzie ci łatwo.- kiwnęłam głową. Teraz też nie jest mi łatwo. Będę się pewnie czuć samotna. Ukradnę koty pani Ilonie i będzie lepiej dla wszystkich. Ja będę miała towarzyszy, kotki będą miały spokój. W sumie nie słyszałam ostatnio by pani Ilona coś wymyślała nowego. I dobrze. Za to pani Kamila zaczęła się więcej uśmiechać. Jakby promieniała. Nosi teczki pełne papierów i ciągle rozmawia z kimś przez telefon. Może znalazła pracę? Choć w sumie kto rozmawia przez telefon z pracodawcą ze strachem w oczach mówiąc rzeczy w stylu "Nie mogę tego na niego powiedzieć, on się wścieknie" lub "Nie mam do niego o to żalu, bywam irytująca" Chyba nikt, więc mimo wszystko wydaje mi się, że to nie praca. Nie wiem. W każdym razie wygląda jakby ktoś zdjął z jej pleców ogromny ciężar, który przysparzał jej wiele strachu. Cieszę się jej szczęściem, na prawdę.
-Hej Naomka.- Mateusz, który właśnie wszedł do tramwaju uśmiechnął się do mnie i otrzepał z ciemnych włosów białe płatki śniegu.
-Hej. Wyglądasz dumnie w tej białej szacie.- zaśmiałam się pod nosem, widząc, ze spod ciemnej kurtki wystaje mu długa, aż do ziemi szata anioła.
-Ty też. ale czy nie jest ci zimno?
-Nie, spokojnie.- skłamałam, nie chce by się martwił. Kiwnęliśmy do siebie głowami i chłopak odszedł by skasować bilet.
-Przyjaźnicie się?- zapytał Jasiek świdrując mnie spojrzeniem na wylot.
-Przyjaźnią bym tego nie nazwała, ale dobrze się dogadujemy. Dziś mamy występ. Bardzo się denerwuję.
-Na pewno pójdzie ci świetnie. Wiesz co? Dam ci Świąteczny prezent, który przyniesie ci szczęście podczas występu. Co ty na to?- nie czekając na moja odpowiedź wyjął z kieszeni małe pudełko owinięte czerwonym papierem w złote choinki, całość zwieńczyła krzywa, zielona kokardka.
-Jejku, ja nic dla ciebie nie mam!- zarumieniłam się. Nie spodziewałam się tego.
-To nic. Otwórz.- rozwiązałam kokardkę i rozłożyłam papier. Otworzyłam małe, kartonowe pudełeczko i moim oczom ukazał się drobny łańcuszek. wyjęłam go z pudełeczka i roześmiałam się na widok przywieszki. To miniaturowy, srebrny (to nie prawdziwe srebro, ale taki ma kolor) tramwaj. Jest prześliczny, ja nie wiem gdzie on go znalazł.
-Podoba ci się?
-Jest prześwietny! Dziękuję ci- rzuciłam mu się na szyję.
-Wesołych Świąt.
-Wesołych Świąt.- odparłam z uśmiechem. Zapięłam wisiorek na szyi. Jest cudny. To drobnostka, ale właśnie takie drobnostki nadają kolorów wszystkiemu naokoło.
Janek wysiadł na kolejnym przystanku, na jego ramiona natychmiast spadły płatki śniegu.
-Wesołych świąt.- szepnęłam patrząc, jak chłopak znika za rogiem.




▼▼▼
No nareszcie jest rozdziaaaał! :D Tak się cieszę, że w końcu udało mi się go napisać :) Po raz kolejny przepraszam za przerwę w pisaniu, myślę, że już będzie normalnie :D Ale żeby nie przedłużać i wstawić w końcu posta nie będę tu więcej pisać :D Komentujcie mordki, teraz mega potrzebna jest mi motywacja <3
I jak już skomentujecie wpadnijcie na
aska Ask :>
grupę grupa :>

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

21 września, 2015

Rozdział 14

Jest pierwszy grudnia. I tego grudniowego dnia siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć ucząc się scenariusza do jasełek. Dużo teraz dzieje się w szkole a ja poszłam za radą Janka i angażuję się w wiele rzeczy. Zapisałam się na śpiewanie kolęd, jasełka, robienie dekoracji na korytarz i zorganizowanie kiermaszu świątecznego. Poza tym czeka mnie impreza z okazji świąt. To dzień, w którym z rana są zawody szkolne, w których klasy rywalizują na sportowo o Puchar Mikołaja, potem jest kiermasz świąteczny (w którym biorę udział) następnie wigilia i zwieńczeniem wszystkiego dyskoteka szkolna. Jest to bardzo ciekawy dzień, ale niespecjalnie się z niego cieszę bo nie będę miała kogo się trzymać, znów będę stać z boku i patrzeć jak inni się dobrze bawią. Ale to jest nieistotne, muszę się skupić na powtarzaniu tekstu.
-Zdrada, Michale, Straszna, zaciekła! Mamy wśród siebie agenta piekła. Wywiad przechwycił jego meldunki! Ten drań miał z piekłem jakieś stosunki!- mruczałam pod nosem. Przezabawna rymowanka szkolnych jasełek, to co zwykle.
-Jesteś Naomi?- czarnowłosy chłopak o cichym, niskim, ale uroczym głosie i niebieskich oczach, w których kryła się nieśmiałość patrzył na mnie zza kartki, którą trzymałam przed oczami.
-No jestem. A ty to...?- zmarszczyłam brwi i zaczęłam składać kartkę.
-Mateusz. Nie składaj kartki, jestem Archaniołem w jasełkach i chciałem zobaczyć ile tekst ma kartek.
-Ale ja nie mam wszystkich.- podałam mu scenariusz.
-Wybrałam tylko te, na których jest moja rola, reszta nie jest mi potrzebna.
-A mogłabyś mi je dać?- skinęłam głową na jego słowa i wyjęłam z torby kartki, o które prosił chłopak.
-Skąd wiesz kim jestem?- zapytałam gdy usiadł obok mnie przeglądając tekst.
-Karolina mi powiedziała. Kumplujemy się. Dzięki za tekst, ratujesz mi życie.- uśmiechnął się.
-Masz szczęście, że stoimy po tej samej stronie. Gdybyś był Borutą albo Lucyferem to bym cię odprawiła z kwitkiem.- roześmialiśmy się.
-Wiesz, że jestem twoim szefem, więc nie pyskuj.
-Ale to ja ratuję ziemię w ostatnim starciu.- zagięłam go. Zaczęliśmy powtarzać nasz tekst rytmicznie kiwając głowami. Pani katechetka powiedziała, że wszyscy mają być obeznani z tekstem i, że mamy go już mniej więcej umieć czytać. Ja wolę od razu uczyć się na pamięć, tak mi łatwiej.
-To moje miejsce.- popatrzyliśmy na Jaśka, który staną nad nami ze zmarszczonymi brwiami. Właśnie zauważyłam, że ma na prawdę gęste brwi.
-Wiem, luz. Przyszedłem tylko poprosić Naomkę o tekst.- uśmiechnął się do Janka i poszedł na tył tramwaju. Chłopak usiadł obok mnie jak gdyby nigdy nic.
-Jak mogłeś!- pisnęłam zdenerwowana.
-To moje miejsce.
-To było nie kulturarne!- zirytowałam się bardziej.
-Mówi się kulturalne.
-Nie poprawiaj mnie!
-Och daj spokój. Na prawdę nie mam humoru.- burknął.
-Nie masz humoru! To nie powód żeby zachowywać się jak buc!
-Nie zachowuję się jak buc, po prostu przywiązałem się do tego fotela.
-Jesteś momentami żałosny. A wiesz w którym momencie? W momencie całego twojego życia.
-Och, pocisk roku. Nie zabolało.- miałam ochotę się na niego rzucić i wydłubać mu oczy.
-To się z tym fotelem zakoleguj, chociaż on cię będzie lubił.- wstałam zrobiłam krok nad jego kolanami i poszłam na przód tramwaju. Złapałam się rurki i balansowałam tak by się nie przewrócić. Niech się wali jak jest taki. Wie, że rozmawianie z innymi ludźmi nie przychodzi mi łatwo, sam to parę razy wyłuszczył a gdy widzi, że z kimś gadam tak po prostu wygania tą osobę. Tramwaj zatrzymał się, strategicznie odchyliłam się w przód i złapałam równowagę. Po chwili zobaczyłam Jaśka idącego z rękami w kieszeniach i wzrokiem wbitym w ziemię.
-Idiota.- warknęłam pod nosem i wróciłam na swoje miejsce.




▼▼▼
Hej mordki! :D Kolejny rozdział. Krótki, wiem, ale źle się czuję, szkoła boli i w inne takie. Sami wiecie :P Co myślicie o nowym koledze Naomi 8) I zachowaniu Jaśka? 8) Piszcie mi 8) A, i tekst Naomi pozwoliłam sobie skopiować stąd: To tak, żeby nie było XD
I jak już skomentujecie wpadnijcie na
aska Ask :>
grupę grupa :>

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

16 września, 2015

Rozdział 13

Muszę przeprosić Jaśka. Siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć i ciągle o tym myślę. Źle się zachowałam krzycząc na niego i obrażając się o byle co. Chciał mi pomóc. Nadal nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć, wczoraj rozpłakałam się przy mamie (nie mogę oduczyć się ją tak nazywać) To był drugi najgorszy moment odkąd pamiętam. Mój już-nie-brat kazał mi się wynosić bo stwierdził, że ranię tym mamę. Szwędałam się bez celu, co jakiś czas wchodziłam do różnych sklepów aby się ogrzać. Do domu wróciłam chwilkę przed północą, weszłam bezgłośnie by nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Rankiem wyszłam zanim ktokolwiek obudził i poszłam do najbliższej, trochę obrzydliwiej kafejki by napić się lurowatej kawy. Staram się nie płakać. Mój już-nie-brat to najgorszy człowiek jaki istnieje, nie rozumiem dlaczego taki jest, nie pojmuję tego. Wie jak bardzo jest to dla mnie trudne, widzi jak bardzo nie mogę się poukładać. Czy nie wystarczyłoby mu samo patrzenie na to, że od kilku dni wyglądam jakbym trzy razy próbowała się zabić, ale jeszcze mi nie wyszło? Najwidoczniej nie. Najśmieszniejsze jest to, że przy rodzicach on się hamuje. Ciekawa jestem co by się stało gdybym została z nim sama w domu? Tramwaj zahamował dokładnie w tym samym momencie gdy miałam głowę blisko szyby i nabiłam sobie guza. Świetnie. To już czwarty przystanek, mam nadzieję, że Janek się pojawi. Pojawił się. Ale kto inny. Tym kimś była pani Kamila! Niemal podskoczyłam z miejsca. Po chwili mój entuzjazm osłabł. Pani Kamila miała dotkliwsze ślady pobicia niż zazwyczaj. Rękę w gipsie. Była jakby zmęczona życiem, całkowicie wyniszczona? Tak, to coś w tym stylu. Ciemne, bardzo tłuste włosy, które były związane we wczorajszy kok, twarz jakby nie spała przez ostatnie noce, niepomalowana. Zapuchnięte oczy. Byłyśmy do siebie łudząco podobne. Z tym, że ja mam przyjaciela, którego co prawda muszę przeprosić, ale on jest, a pani Kamila jest sama. Tak mi się przynajmniej wydaje. Najgorsze jest to, że nie mogę jej jakoś pomóc. Zwróciła na mnie swój wzrok. Uśmiechnęłam się tak bardzo jak mogłam. Odpowiedziała mi tym samym, poczułam się lepiej. Patrzyłam na ludzi. Co raz bardziej mnie zadziwiają, nie widzą niczego co dzieje się w okół nich. Niczego. Ludzie przezywają tragedie, płaczą, boją się. Nawet w tej chwili ktoś umiera, ktoś się rodzi. My, ludzie mamy bardzo wybiórczy umysł skoro nigdy nie zwracamy na to uwagi. Z resztą i tak nic nie zmienię. Oparłam się głową o szybę i przymknęłam oczy.
  Ktoś tyka mnie w ramię.
-Naomi!- głos Jaśka przebił się do mojej podświadomości.
-Zasnęłaś.- powiedział oskarżycielskim tonem gdy raptownie otworzyłam oczy. Jak mogłam zasnąć w tramwaju? Popatrzyłam za okno, mam jeszcze jedną stację do wyjścia.
-Przepraszam.- mruknęłam nie patrząc na niego gdy już się rozbudziłam.
-Za to, że zasnęłaś?- roześmiał się.
-Nie. Za to co odwaliłam wczoraj. Nie powinnam tak robić, ale ja już nie wiem... Co i jak mam i w ogóle, wiesz.- jęknęłam. Na prawdę nie wiem co mam robić. Nie mam zielonego pojęcia.
-Nic się nie stało. Też przepraszam, że tak zareagowałem. I miałaś rację- nie mam pojęcia jak się czujesz.
-Podpowiem ci. Beznadziejne.- westchnął, ale na szczęście nic nie powiedział. Wyciągnął niebieskie M&M'sy i wysypał mi kilka na moją dłoń, która swobodnie leżała na mojej kartce.
-Nie chcę.
-Ale ja się ciebie nie pytam czy chcesz. Masz zjeść, pewnie nie miałaś dziś w ustach nic poza kawą. Prawda?
-Zamknij się- mruknęłam z delikatnym uśmiechem i wsypałam wszystkie cukierki do ust. Nie będę wymyślać, że najbardziej lubię te niebieskie bo wysypał mi kilka na rękę, więc i tak nie mogłabym odłożyć. Spod ręki wypadła mi kartka.
-Właśnie. Co to?- zapytał chłopak, gdy podniósł kartkę, która była pognieciona zwłaszcza na bokach i spojrzał na wydrukowany tekst.
-Moja pani od religii zapytała się czy chcę wziąć udział w jasełkach. To tekst. Nie wiem czy chcę. Byłabym aniołem numer trzy.- potarłam dłonią czoło. Nie mam do tego teraz głowy, ale głupio mi odmówić. Nie wiem co mam zrobić.
-Całkiem obszerny tekst. Powinnaś wziąć udział.- przekartkował scenariusz, który miał zaledwie piętnaście stron i z powrotem włożył mi go pod rękę.
-Dlaczego?
-Bo uczenie się tekstu pomoże ci odwrócić myśli. Mówię ci, spróbuj. Będziesz idealnym aniołkiem numer trzy. Już widzę tą aureolkę na druciku i skrzydełka z piórek wyjętych z poduszki, które się sypią.- uśmiechnął się w moją stronę.
-Nie znasz się na strojach, mój będzie wspaniały.- odparłam mu tym samym. No, może mój uśmiech był mniej szczery. Przetarłam oczy, które na nowo się rozespały przez drzemkę w tramwaju. Pieką mnie gdy ich dotykam od ciągłego pocierania. Popatrzyłam jeszcze raz na scenariusz. "Rodzinne Boże Narodzenie na wesoło" głosił duży tytuł napisany czcionką, która nie czyta polskich znaków. Jestem  ciekawa jak będą wyglądały moje święta. Będą iście rodzinne, już to czuję. Zawsze w Wigilię, z samego rana jeździliśmy do babci, teraz będę musiała się jakoś od tego wykręcić. Zwariuję jeśli będę musiała udawać przy stole, dookoła którego siedzi cała moja "rodzina", że jest ok. Nie chcę tego robić. To wszystko jest takie beznadziejne...
-Co ci jest?- Janek nachylił się w moją stronę.
-Nic.
-Łzy ci ciekną po policzkach i mówisz, że wszystko jest ok? Naomi, aż tak głupi nie jestem.- pokręciłam głową i wytarłam mokre oczy w sweterek, który miałam na sobie. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że płaczę. Tramwaj zatrzymał się na mojej stacji.
-Poradzisz sobie?- najwyraźniej jechał dalej.
-A mam inne wyjście?- uśmiechnęłam się smutno, pomachałam chłopakowi i wyszłam z tramwaju.





▼▼▼
Hej mordki! Jak Wam się podobało? Cieszycie się, że pani Kamila wróciła? Że Naomi przeprosiła Janka? Czy to on powinien ją przeprosić? Jak Naomi spędzi święta? (swoją drogą w ich czasoprzestrzeni one będą całkiem niedługo, jak coś :P) Wybaczcie, że znów krótko (choć dłużej niż ostatnio) ale szkoła mnie ogranicza :x Wiecie, nie mogę w ogóle nie spać :P Więc piszcie co myślicie, to pomaga w pisaniu <3
Teraz wpadnijcie na:
aska Ask :>
grupę grupa :>

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

07 września, 2015

Rozdział 12

  Był weekend, potem poniedziałek.Dziś jest wtorek i zmusiłam się by wstać i wsiąść do niebieskiego tramwaju numer sześć, w którym siedzę do teraz. Wczoraj w ogóle nie ruszyłam się z pokoju. Głupio mi żyć z osobami, które są dla mnie obce, to chore.
Mam nieskładne myśli, bardzo. Nie mogę się poskładać, co mam ze sobą zrobić?
Kap, kap, kap. Przeźroczyste krople moczą chodniki i roztapiają obrzydliwy śnieg.
Kap, kap, kap. Deszcz bębni w szare dachy i krzywe chodniki.
Kap, kap, kap. Pogoda płacze za mnie bo ja już nie mam na to siły.
Wszystko rozłamało mi się na pół. Nigdy nie miałam przyjaciół, do tego jestem przezwyczajona. Ale zawsze wydawało mi się, że mam rodzinę, do tego, że jednak jej nie mam trudno mi będzie przywyknąć. Nawet nie wiem co mam myśleć. Nie chcę już myśleć, ludzie bezmyślni mają łatwiejsze życie. Muszę się skupić na tym co jest poza mną. Obok mnie: okno, brudne ulice. Z drugiej strony: kilka osób, które mnie nie interesują. Za mną: pani Ilona, która zaczyna mnie ostro irytować. Tylko te jej głupie koty w głowie, czemu nie zajmie się niczym pożytecznym. Z innej strony jakie to ciekawe: starając się komuś polepszyć życie, chcąc by był szczęśliwy możemy mu je tylko bardziej zniszczyć. Chcemy by ktoś był dzięki nam szczęśliwy a tylko przez nas cierpi. A my tego nie widzimy i brniemy w to dalej, raniąc najważniejszych dla nas ludzi. Ludzkie zachowania są ciekawe, nawet bardzo. Za to naprzeciwko mnie stoi para, która nie wydaje się być w jakikolwiek sposób nieszczęśliwa. Zachybotali się nieco, tak jak cała reszta pasażerów gdy niebieski tramwaj zatrzymał się na trzeciej stacji. Stoją i wpatrują się w siebie, cicho szepcąc coś do siebie i wybuchając co chwilę śmiechem. Widać, że mogliby równie dobrze się do siebie nie odzywać a i tak by się rozumieli. Patrycja, która nie zwraca na siebie uwagi i Karol, który jest tak zwanym "fejmem". Para jak z jakiejś książki. Są ze sobą kilka dni, lubię ich. Obok nich zwykle stała pani Kamila, nadal jej nie ma. Zaczynam się już o nią martwić. Wszystko co lubię znika. Wszystko. Przez te trzy dni nie byłam nawet w stanie czytać, moje myśli biegły w zupełnie inną stronę, czytałam po trzy razy tą samą stronę. Tramwaj ruszył, Patrycja prawie się przewróciła, ale Karol złapał ją za rękę. Uśmiechnęłam się do siebie, lubię patrzeć na zakochanych ludzi. Oparłam głowę o zimna szybę i przymknęłam oczy. Głowa lekko podskakiwała mi na drżącej powierzchni, ale nie obchodziło mnie to. Jestem zmęczona. Nie fizycznie, bo nic nie robiłam przez trzy dni, ale psychicznie. I to bardzo. Do następnego przystanku dojechałam prawie zasypiając.
-Cześć.- przywitał mnie głos Jaśka, nie chciałam otworzyć oczu, kiwnęłam tylko głową. Po chwile ciszy zapytał
-Chcesz cukierka? To niebieskie, więc się poczęstuj. Czekolada wydziela endorfiny a sądzę, że trochę ci się ich przyda.- usłyszałam dźwięk wywołany wyciąganiem paczuszki. Pokręciłam głową, nie chcę nic jeść.
-Jak się czujesz?- wzruszyłam ramionami. Ja się w ogóle nie czuję.
-Nie było cię wczoraj.
-Nie miałam na to ani ochoty, ani sił, ani niczego innego.- popatrzyłam na jego jakby zatroskaną twarz. To miłe, chyba.
-Nie możesz się tak załamywać.- Zmarszczył brwi.
-Ależ mogę.
-Nie możesz, to bezcelowe.
-Nie mów mi co mam robić!- prawie krzyknęłam. Nie wie jak się czuje, niech da mi spokój.
-Posłuchaj mnie... Nie załamuj się, to nic nie zmienni. I nie krzycz. Ci ludzie wychowywali cię przez siedemnaście lat, nie możesz tego przekreślić.- mówił do mnie tonem jak do obrażonego pięciolatka.
-Okłamywali mnie!
-Nie możesz ich tak po prostu skreślić po tym wszystkim co dla ciebie zrobili!
-Ach, daj mi święty spokój, nie masz o niczym pojęcia!
-Naomi, proszę...
-Nie odzywaj się do mnie!
-No i dobra.- warknął krzyżując ręce na piersi.
-No i dobra.-odwróciłam się do okna i zaczęłam bezgłośnie płakać.




▼▼▼
Kolejny rozdział! :) Jak się podoba? Dziś Naomi ma foszki, emocje jak na zbieraniu porzeczek. Mówcie co myślicie, komentujcie. Z resztą sami wiecie! :D
Nie mam w sumie co tu pisać, ale zapraszam na:
aska Ask :>
grupę grupa :>

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

06 września, 2015

Rozdział 11

Schowałam twarz w dłoniach, siedząc w niebieskim tramwaju numer sześć. Staram się nie zasnąć, nie rozpłakać i nie pokazać Jaśkowi, który właśnie wsiada do tramwaju. Moja twarz jest jeszcze bardziej dramatyczna niż zwykle, ratunku.  Nałożyłam już korektor pod oczy, ale zdążył spłynąć.
-Naomi co się stało?- poczułam tyknięcie w ramię. To Janek. Szybko otarłam łzy i odwróciłam się z uśmiechem do chłopaka.
-Nie, wszystko ok. Czemu tak myślisz?- chłopak uśmiechnął się smutno.
-Aktorką nie zostaniesz. Naomi powiedz mi co się dzieje.- nie chcę mu mówić, nie chcę bo mnie wyśmieje.
-Jestem w ciąży.- wypaliłam. To jedyne co przyszło mi do głowy.
-CO proszę?- jego oczy rozszerzyły się a on sam niemal odskoczył do tyłu. Zbladł.
-Nie, nie. Przepraszam. To nie to.- jęknęłam znów chowając się w dłoniach.
-Jesteś nienormalna.- zamknęłam oczy i wsłuchałam się w głos pani Ilony, która znów pieprzyła trzy po trzy o swoich zabiedzonych kotkach. Zabierzcie je jej. Proszę, to dla dobra kotów.
-Co się stało? No ej, powiedz mi.- zabrał moje palce z twarzy, odruchowo się odsunęłam. Speszony schował ręce do kieszeni.
-Mój brat to największy dupek na świecie. Zaraz po tobie.- ścierałam kolejne i kolejne łzy.
-Widzę, ze nie jest tak źle skoro nadal umiesz próbować być złośliwa.- podał mi chusteczkę, w którą wytarłam oczy, ale zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Dlaczego ja, no kuźwa dlaczego? Tak bardzo chciałabym się mieć do kogo przytulić, ale teraz nie mam nawet rodziców.
-Uspokój się. Ogarnij oddech, zabierz włosy z twarzy. Powiedz mi co się stało, co zrobił twój brat?- westchnęłam i wstrzymałam na chwilę oddech. Nie wiem jak to jest, ale to pomaga mi przestać łkać choć na chwilę.
-Jestem adoptowana. I to nie jest żart, właśnie w tym jest cholerny problem.- chłopak wstrzymał na chwilę oddech. Był strasznie zszokowany. Patrzył mi przez chwilę w oczy, ale nic nie mówił.
-Zaczęło się od tego, że mój brat mi to wykrzyczał. Zawsze to krzyczy wplątując to w wiązankę wyzwisk skierowanych w moją stronę. Tylko, że tym razem pokazał mi jakiś papier, rozumiesz to? NIC mi rodzice nie powiedzieli tyle czasu! NIC. Nie wiedziałam o tym, że to nie są moi rodzice, że moja rodzina nie jest moja rodziną, to niemożliwe jest przecież. Moi rodzice nic nie powiedzieli, mama się rozpłakała. Nawet nie dałam im powiedzieć. Wyszłam z domu. Wróciłam jak spali.- rozpłakałam się jeszcze bardziej rozrywając cienką, mokrą chusteczkę higieniczną. Teraz już nic nie będzie takie samo. "Moje" miasto już nie jest moje, to nie jest miejsce, w którym się urodziłam. "Mój" pokój już nie jest mój. "Mój" dom już nie jest mój. Mieszkam w nim z obcymi ludźmi, od których nie mogę się wynieść bo nie mam jeszcze osiemnastki ani hajsu na dom czy cokolwiek.
-Nie płacz. Nie jest ważne kto cię urodził. Ważne, kto cię wychował.- nie odrywał ode mnie wzroku, czułam się strasznie nieswojo.
-Nie jestem ich córką! Oni na mnie inaczej patrzą teraz, rozumiesz? Nikomu na mnie nie zależy.
-Tego nie wiesz.- powiedział stanowczo. Na te słowa rozpłakałam się bardziej, od nowa.
-Naomi posłuchaj. Patrzą się na ciebie inaczej ponieważ boją się czy ich nie odrzucisz. Z jakiegoś powodu z nimi mieszkasz, prawda? Czy sądzisz, że żyjąc z kimś przez kilkanaście lat, patrząc jak stawia pierwsze kroki i odnosi pierwsze sukcesy da się go nie kochać?- popatrzyłam na niego.
-Co ja mam teraz zrobić?- przez jego oczy przeszedł cień: on też nie wiedział. Po chwili poczułam jak mnie przytula. Drgnęłam, ale po chwili całkowicie znieruchomiałam. Nie pamiętam kiedy ktoś z poza mojej "rodziny" mnie przytulał. Słyszałam jego oddech i spokojne tętno. Szkoda, że moje takie nie było, mam nadzieję, że nie zwrócił na to uwagi. Ładnie pachniał. Jakimiś perfumami, świeżym powietrzem, trochę fajkami i czymś jeszcze, kojarzyło mi się to z czymś, ale nie wiem z czym. Coś jakby święta? Może cynamon? Nie, to chyba nie to. Czułam jego czerwonoczarną koszulę na policzku i oddech zatrzymujący cię na moim czole. Cierpliwie wycierał moje policzki, przejechaliśmy tak dwa przystanki aż w końcu przestały płynąć. Teraz pozostało tylko drżenie klatki piersiowej, które nie jest tak łatwo uspokoić. Zostały jeszcze trzy przystanki i będę musiała iść do szkoły. O nie, o nie, o nie. Zwolnię się po pierwszej lekcji. I udam, że wracam do domu. Nie chcę tam być. Moim jedynym problemem jest to, że nie mogę zostać na dworze bo jest tak strasznie zimno a ja oczywiście nie mam kurtki. Wbiłam wzrok przed siebie. Ludzie z liceum, którzy dziwnie na mnie patrzą. Kilkoro facetów z teczkami. Jakaś kobieta z wózkiem. Są też babcie w beretach z antenką, którą zawsze jako dzieciak chciałam oderwać. Wszyscy mają swoje problemy, życie i rodziny. A mi się wszystko sypnęło, od tak. Jedynym "plusem" (jeśli mogę mówić o plusach) jest to, że to ścierwo, które przez lata podawało się za mojego brata- wcale nim nie było. I nie wyzywam go bez powodu- bił mnie jak byłam mała, zamykał w szafkach. Wyzywał, poniżał, mówił, że jestem dnem i, że dla nikogo nic nie znaczę.
-Poczekaj chwilę.- głos Janka zawibrował w jego piersi. Wtedy zorientowałam się, że dzwoni jego telefon. Podniosłam się na swoim miejscu i poczułam jak coś mnie przygniata. Coś przed czym do tej pory chronił mnie Jaś.
-Nie wysiadłem bo nie mogłem.- jego głos był niski, ostry i nieprzyjemny.
-Zamknij swój parszywy ryj, nie wiesz jaka jest sytuacja. Będę za dwadzieścia minut i masz tam na mnie czekać.- rozłączył się i znów odwrócił do mnie.
-Nie istotne.- uśmiechnął się niepewnie, teraz jego ton był miękki i delikatny.
-Nie wysiadłeś przeze mnie?- zmarszczyłam brwi. Nie odpowiedział a ciepło rozpłynęło się po moim ciele.
-Nie wiem jak mogę cię nazwać, ale jesteś jakby moją koleżanką.- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie, nie przegrywam- spokojnie.- roześmiał się. A ja przegrywam. Ale mu tego nie powiem, nie chcę go stracić. Nim dojechaliśmy na mój przystanek rozmawialiśmy o wszystkim tylko nie o tym co praktycznie ciągle zajmowało moje myśli.
-To ten. Trzymaj się.- uśmiechnął się do mnie i odbiegł w swoją stronę gdy wyszliśmy z tramwaju. Zdecydowanie nie chcę go stracić.




▼▼▼
Mamy najdłuższy rozdział w historii!!! Bijcie brawa i otwierajcie szampana! XD Jak się podoba? :) Temat trochę trudny, trochę wiecie i tak dalej. KONIECZNIE MUSICIE skomentować tak, że padnę i umrę bo się starałam! :D Musicie. Piszcie co myślicie i tak dalej :> No.
Bez zbędnego gadania tu macie
aska Ask :>
grupę grupa :>

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

01 września, 2015

Rozdział 10

   Siedzę w niebieskim tramwaju i czuję się nijako. Znów. Nic ciekawego się nie dzieje, kompletnie nic. Wstaję, potem idę się ogarnąć, jem coś i wychodzę na tramwaj. W tramwaju kłócę się z Jaśkiem, idę do szkoły i udaję, że nie istnieję, po czym wracam do domu. Robię lekcje, jem coś, czytam i idę spać. I od nowa, tak w kółko, cały czas, całe tygodnie, miesiące, w końcu nawet lata. A najgorsze jest to, że nie żyję tak tylko ja. Tak prosperuje miliony ludzi, którzy są rozsiani na całym świecie. Ciągła rutyna jest bardzo męcząca, nie wspominam o tym, że nudna. Dlaczego nie mam odwagi by zrobić coś "szalonego"? Na przykład teraz- wyjść na następnym przystanku i pójść gdzieś na miasto, poznać jakiś ludzi? Albo nie wagarować bo to w sumie jest do bani, pomijam fakt tego, że chcę zobaczyć Jaśka, ale pojechać pociągiem na jakąś wycieczkę? Gdziekolwiek. Dotknąć na oślep palcem w mapę Polski i pojechać w ciekawe miejsce najbliżej wskazanego punktu? Dlaczego nie umiem tego zrobić? Wydaje mi się, że to kwestia przezwyczajenia, przywyknięcia do pewnej "bezpieczniej strefy", w której się zamknęłam. Z czasem ta "bezpieczna strefa" stawała się co raz to mniejsza i mniejsza, dlatego przestałam wychodzić z ludźmi z domu, dlatego z czasem przestałam z nimi rozmawiać. Dlatego wszystko w okół mnie jest szare. A ja nie potrafię rozbić tej bańki ograniczeń i w końcu się przełamać, jestem za słaba, niestety. Zamyśliłam się tak bardzo, że nie zauważyłam, że nagle wyrosło przede mną dwóch rosłych chłopaków. Pamiętam ich, wrzucali Karo do kałuży w dzień, w którym ją "poznałam" jeśli można nazwać to dniem poznania kogoś.
-Hej mała.- popatrzyłam na niego nie pewnie i nie odpowiedziałam.
-Mowę ci odebrało? Wtedy jakoś wiedziałaś co powiedzieć.- zaśmiał się parszywie. Zrobił krok do przodu tak, że stał obok mojego miejsca, nie odgradzał nas już plastik.
-Słuchaj mnie uważnie, oki? Nie wpieprzaj się do cudzych spraw, zwłaszcza tam gdzie cię nie chcą.- warknął w moją stronę łapiąc mnie za koszulkę i podciągając za nią lekko do góry. W jego uścisk zaplątały się niektóre kosmyki moich włosów i gdy mocniej nimi szarpnął syknęłam.
-Jesteś tak beznadziejnie słaba.- zaśmiał się puszczając moją koszulkę, odsunęłam się w tył do maksimum. Dlaczego nikt z pasażerów nie reaguje? Tramwaj ruszył z przystanku w dalszą drogę, wszystkimi lekko zakołysało.
-Wiesz co ci jeszcze powiem? W sumie to nie jesteś nikim ważnym, nikim istotnym, dla nikogo nic nie znaczysz. Jesteś tak totalnym dnem, takim zerem. Więc jeśli jeszcze raz zrobisz coś co mi się nie spodoba to uwierz mi: pożałujesz tego. Rozumiemy się?- uśmiechnął się nachylając się w moją stronę. Siedziałam jak sparaliżowana.
-Nie do końca.- usłyszałam głos za chłopakiem. Kto to powiedział? Jaś, oto kto.
-To było do mnie?- chłopak wyprostował się i obrócił w stronę Jaśka prężąc się by pokazać swoją przewagę, ale mu nie wyszło- Janek był większy.
-Tak do ciebie. Odwal się od Naomi, dobra? Z resztą nie będę cię pytać od zdanie! Masz ją w tym momencie przeprosić!- syknął na tyle cicho by nie zwrócić na siebie zbytniej uwagi, ale było to mocno stanowcze. Zrobił minę jakby miał się rzucić na mojego napastnika, który nagle zmalał a jego kumpel gdzieś się zmył.
-Nie będziesz mi rozkazywać!- nie tracił animuszu.
-Owszem będę. Masz ją przeprosić.- delikatnie, ale stanowczo wygiął jego rękę pod całkowicie nienaturalnym kątem, minę chłopaka przeszył grymas bólu. Mierzyli się wzrokiem, Jaś w tym samym momencie co raz bardziej odginał jego rękę.
-Sorry.- mruknął w moją stronę gdy musiał zacząć się odginać w prawo by czegoś sobie nie uszkodzić.
-I zostawisz ją w spokoju, jasne? Bo wystarczy jej jeden telefon a ja przyjdę i rozwalę cię o ścianę, lub o podłogę, to się zobaczy. - w tym samym momencie puścił napastnika, który szybko oddalił się w tył tramwaju. Jasiek usiadł obok mnie jak gdyby nigdy nic i wbił we mnie wzrok.
-Hej Naomi.- na jego słowa zamrugałam oczami by zniwelować łzy zbierające się pod powiekami i przetarłam twarz wsuwając na nią sztuczny uśmiech.
-Hej. Dziękuję.
-Nie ma za co.- uśmiechnął się do mnie. To było... miłe? I jego nieoczekiwana pomoc i ciepły uśmiech. Po chwili odwrócił wzrok od mojej osoby i wbił go gdzieś przed siebie. Patrzyłam na jego ciemne oczy przykryte włosami. Odwróciłam się do okna by nie wyjść na wariatkę, która się w niego wgapia. Jakie tajemnice skrywają? Jak wielkie muszą być, że tak starannie je ukrywa?
-Wiesz, że nie mam twojego numeru?- zaśmiałam się nie odrywając wzroku od szyby, za którą przesuwały się dobrze znane miejsca.
-Ale on tego nie wie.- również się roześmiał. Wyszedł na kolejnym przystanku, machając do mnie ręką.
Zaczynam się bać, że granie w naszą grę nie idzie mi za dobrze. Ale może mi się tylko wydaje. Oby.




▼▼▼
Mamy kolejny, dziesiąty już rozdział! :D Jak Wam się podoba? 8) Dziś rozdział pełen akcji jak na wyawm XD Piszcie co myślicie, wiecie o co chodzi. Bardzo ładnie komentujecie to opowiadanie, jestem z Was dumna <3 
Nie wiem co mam mówic, chcę dodać rozdział bo jest juz późno a jutro szkoła :P
Zapraszam na
aska Ask :>
grupę grupa :D

Cieplutko pozdrawiam
Miśka

31 sierpnia, 2015

Rozdział 9

(Link do piosenki ♥)

A gdybyś tu przy mnie dziś był
Chociaż wiatr już tuli mnie
I usiadłbyś na piasku gdzieś
Bo na trawie lubisz mniej
I całą noc do rana i w dzień
Opowiadałbyś mi
Co u Ciebie a u mnie nie

Karmelowa skóra Twoja
Porysował czas ramiona
Ocieramy się o siebie
Razem ze mną obok mnie

A gdyby tak oszukać czas
Rutynowy rzucić szlak
Na balkonie spać
Gdy noc ciepła jest
I trzymaj mnie za rękę gdy śpię
Spać po prawej lubię mniej
A gdy będzie źle nie puść mnie

  Od wczoraj ciągle tego słucham. Ciągle, ciągle, ciągle. Nawet teraz, gdy wiedzę w niebieskim tramwaju numer sześć mam słuchawki w uszach i cały świat wygląda jakby był nagrywany teledysk do tej piosenki. Ogólnie jeśli idę miastem i mam słuchawki w uszach to ruszam się w rytm piosenki i czasem ludzie patrzą się na mnie jak na jakiegoś idiotę, ale trudno. Ogólnie muzyka zmienia dużo w moim życiu duchowym i emocjonalnym. Lubię to, nawet bardzo. Ale nie lubię korków, które codziennie tworzą się przez niewyremontowany most na ulicy Papierniczej. Ja tak bardzo nie rozumiem osób, które robią ten most. Ludzie śpieszą się do pracy, szkoły, czy gdziekolwiek indziej, ale muszą stać pół godziny (albo lepiej) w korku bo oni opóźniają naprawę już któryś tydzień. To jest tak irytujące! Dlaczego ludzie wyżej postawieni nic z tym nie zrobią? Ach, no tak- nie zależy im. Przecież ich ten problem nie dotyczy, więc po co zaprzątać sobie nim głowę? "Dla dobra ludzi". Ale co ich to tak na dobrą sprawę obchodzi? Nic. My- szare trybiki wielkiej maszyny tak naprawdę nikogo nie obchodzimy. No cóż, takie życie. Tramwaj się zatrzymał na którymś tam przystanku. Spostrzegłam, że Jasiek, który czeka by wejść do środka uważnie mi się przygląda. Nadal jestem na niego obrażona. Odwróciłam wzrok, który skierował się na miejsce pani Ilony, znów jej nie było. Ciekawa jestem czy siedzi już za zabójstwo weterynarza, który "źle traktuje jej koteczki (!!)" czy się powstrzymała i nic mu nie zrobiła. Zaśmiałam się do własnych myśli. Ale mój uśmiech zszedł mi z twarzy gdy poczułam jak ktoś siada obok mnie.
-Hej Naomcia.- słuchawka z mojego ucha została wyjęta i do ucha wleciał mi głos... Karoliny. Czemu nie wsiadła przystanek wcześniej?
-Cześć... Co tu robisz?- uśmiechnęłam się. Cieszę się, że wyprzedziła Jaśka.
-Spóźniłam się na tamten przystanek. A, że tata ten jeden ma po drodze do pracy to mnie podrzucił. No tak.
-Wybacz że zapytałam, byłam ciekawa.- za bardzo skojarzyło mi się to z Jankiem by nie zapytać.
-Luzik arbuzik.- roześmiała się.
-Twój chłopak się na mnie dziwnie patrzy, ustąpię ci miejsca.- zrobiła wymowną minę a ja spłonęłam na policzkach.
-Janek to nie jest mój chłopak. Serio.- powiedziałam to dziwnie stanowczo.
-Więc ma na imię Jaś. Dobra, nie wnikam w waszą relację. I tak mu ustąpię.- wstała, pomachała mi na pożegnanie i poszła na przód tramwaju. Szybko włożyłam słuchawki do uszu i wbiłam wzrok w okno.
-Zachowujesz się idiotycznie.- teraz to Jasiek się uśmiecha i patrzy prosto na mnie.
-Wiem, że mnie słyszysz bo nie podłączyłaś słuchawek do telefonu.- roześmiał się i jakby na dowód podniósł wtyczkę od słuchawek. Rozeźlona wyrwałam mu ją z ręki i schowałam słuchawki do kieszeni. On jest taki wredny! Nie może udawać, że mi wyszło? Teraz tylko siedzi taki pewny siebie i uśmiecha się kpiąco.
-Możesz przestać?- prawie, że krzyknęłam.
-Ale co?
-Być złośliwy!
-Przecież ja nic nie mówię!- uniósł ręce do góry.
-Właśnie!- pisnęłam marszcząc brwi.
-No to co tam u ciebie?- zapytał wzruszając ramionami.
-A może w końcu powiesz mi co u ciebie? Czym się zajmujesz, gdzie mieszkasz? Dlaczego nigdy nic o sobie nie mówisz?- warknęłam.
-Bo nie mogę. Naomi przepraszam, ale nic ci nie powiem.
-Jesteś jakimś tajniakiem z FBI?
-Zwariowałaś?- roześmiał się.
-Celebrytą? Piosenkarzem? Aktorem? Bloggerką modową? Masz tabun fanów?
-Nie, nie chciałbym mieć takiego życia.
-To co?
-Nie mogę ci powiedzieć.
-To nie mamy o czym rozmawiać.- prychnęłam i włożyłam słuchawki do uszu, wcześniej podłączając je do telefonu.




▼▼▼
No to mamy rozdział :) Wyszedł krótszy, wybaczcie. :< Ale mam nadzieję, że się Wam podobał! :)  Wiemy już kim Janek NIE jest. Ale czym się zajmuje, że tak bardzo nie chce się pokazać? Dlaczego taki jest? Może jakieś domysły? I najważniejsze- co się dzieje z panią Iloną? XD Piszcie koniecznie :> 
W ogóle bardzo dziękuję, że tak ładnie komentujecie WYAWM, to daje taką mega motywację ♥♥
Teraz zapraszam na:
Aska Ask :>
Grupę Grupa :>

Cieplutko pozdrawiam
Miśka