27 października, 2015

Rozdział 18

  Kilka(naście) tygodni później. Na tyle dużo, że nagle zrobił się kwiecień. 

Jest już cieplej. Trawa staje się zielona i wszystko idzie za jej przykładem. Ogółem wiosna, przecież wszyscy wiedzą jak wygląda wiosna. Choć może w mieście jest trochę mniej spektakularna niż na wsi, ale też jest. Oderwałam wzrok od małego parku po drugiej stronie ulicy i zwróciłam się w stronę Janka. Zawsze stoimy na tym samym przystanku i zamieniamy kilka zdań aż on nie musi iść na swój tramwaj. Tak właściwie to na prawdę powinien już iść.
-Spóźnisz się na swoją nitkę.- zwróciłam mu uwagę.
-Nie spóźnię.- odparł pewnie.
-Już jedzie.- prychnęłam zirytowana, gdy zobaczyłam, że jedenastka (jego tramwaj) jest blisko.
-Nie jedzie.- nadal był pewny siebie. Nic nie mówiłam.
-Ogłupiałeś?- zapytałam gdy jego kurs zatrzymał się po drugiej stronie torów. Uśmiechnął się w stylu serio-jesteś-tak-nie-ogarnięta? i przetarł ręką twarz.
-Co dziś mamy?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Środę. Ale co to zmienia?
-Chodzi mi o miesiąc.- hamował śmiech. Teraz zrozumiałam, a uśmiech sam wszedł na moje usta.
-Czyli wracasz do szóstki?- powiedziałam trochę głośniej i trochę weselej niż chciałam. Tylko kiwnął głową. Nie wiem czy się nie cieszy, czy nie chce tego okazać. W sumie znam go bardzo słabo. Tak na dobrą sprawę: co o nim wiem? Wiem, że ma na imię Jasiek, ale nie wiem jak ma na nazwisko. Wiem, że nie ma nic wspólnego z byciem sławnym lub branżą nielegalną, kiedyś o tym mówił, ale i tak nie wiem gdzie pracuje. Nie wiem dokładnie ile ma lat, ale daję mu rok lub dwa więcej niż ja. Nie wiem gdzie mieszka, jacy są jego znajomi, jaki jest jego numer telefonu i co lubi jeść na śniadanie. Wiem jednak, że nie lubi mówić o sobie i, że mimo niesympatycznego pierwszego wrażenia i nieco oziębłej postawy, którą przybiera jest bardzo ciepłą i miłą osobą. Choć to drugie tylko czasami. I mimo, że twierdzi, że nigdy nie kłamie to gdy chciał mnie obronić przed chłopakami- skłamał. Hipokryta z niego. Wiem, że umie wysłuchać i doradzić, czasem nawet pomóc. I jest bardzo skryty. Nasza relacja jest dziwna. Nie wiem o nim podstawowych rzeczy, ale znam jego cechy charakteru. To głupie.
-Jest.- chłopak wyrwał mnie z zamyślenia i wskazał na tramwaj. Wsiedliśmy do niego i zajęliśmy nasze standardowe miejsca przy oknie w niebieskim tramwaju numer sześć.
-Jasiek, co się dzieje?- zapytałam gdy po dwóch przejechanych przystankach nadal się do mnie nie odezwał.
-Nic takiego.- mruknął. Widząc moje badawcze spojrzenie dodał
-Serio.- nie odpuszczałam, widzę przecież, że coś jest nie tak.
-Naomi, na prawdę. Jeśli będzie coś o czym powinienem ci powiedzieć to masz sto procent pewności, że się o tym dowiesz. O tym będę musiał ci powiedzieć, ale wszystko w swoim czasie. Na razie wszystko jest ok.- stwierdziłam, że odpuszczę temat. Na prawdę rzadko zwraca się do mnie po imieniu, więc na prawdę nie chce o tym rozmawiać. Poczęstowałam go maślanką, którą kupiłam wychodząc z domu. Jak to mówią "przez żołądek do serca" więc gdy miał usta pełne bułeczki odezwał się już zupełnie luźno
-Może powiesz mi jak u ciebie?- w tym momencie mogłabym powiedzieć mu na prawdę dużo. To, że pani Magda jest najcudowniejszym dorosłym człowiekiem, którego dane mi było spotkać. Że czasem rozmawiam z moją mamą, byłam nawet dwa razy u nas w domu, ale wtedy byłyśmy same, tylko we dwie. Że straciłam pracę i generalnie z finansami robi się na prawdę dramatycznie źle.
-Nawet ujdzie.- również zapchałam sobie buzię bułką, aby uniknąć kłopotliwych odpowiedzi na kłopotliwe pytania.
-Mów co jest.
-Gdasilam Gladace.- odparłam niewyraźnie bo nadal miałam pełne usta. Chłopak parsknął śmiechem, a ja szybko zjadłam resztę i powtórzyłam
-Straciłam pracę.- wbiłam wzrok za okno. Wystawy w kwiaciarniach znów zaczęły wyłazić na chodniki, wreszcie zrobi się kolorowo.
-Co?- odwrócił mnie w swoją stronę.
-Straciłam pracę. I prawdopodobnie to ostatnia rzecz, którą jem dopóki czegoś nie znajdę.
-Kiedy to się stało? I szukasz czegoś?
-Jakoś dwa tygodnie temu. Pewnie, że szukam. Nie jestem aż tak nie poradna.- fuknęłam.
-I?
-I odrzucili mnie cztery razy.- powiedziałam cichutko.
-Jednak jesteś. Załatwię ci coś.- westchnął.
-To może weź załatw mi jeszcze kota i dwa psy.- dodałam ironicznie. We wszystkim chce mnie wyręczać.
-Chcesz mieć dwa psy w tak małym mieszkaniu? Wiesz, że mogę ci je skombinować, ale nie sądzisz, że to będzie nieodpowiedzial...
-Jezus, przecież to żart! Poza tym jak miałabym je dostarczyć do domu dwa psy? Które musiałabym przekitrać w tramwaju i osiem godzin w szkole?
-Przyprowadziłbym ci je do domu, proste. No przecież wiem gdzie mieszkasz.- wywrócił oczami widząc moje zaskoczone spojrzenie.
-No tak. Dobrze, że nie jesteś jakimś zboczeńcem i, że nie masz kluczy do mieszkania.- na moje słowa zrobił taką minę, że zwątpiłam w to co powiedziałam. W tym momencie tramwaj zatrzymał się, chłopak wstał.
-Do jutra.- zmierzwił ręką moje włosy.
-Do jutra.- ze śmiechem strąciłam jego rękę. Po chwili wyglądania przez okno straciłam go z oczu.




▼▼▼
No witam! :D Jak podoba się rozdział? Chyba wyszedł krótki, z resztą nie wiem bo piszę go szybciutko i lecę się uczyć. Co i Wam doradzam! :P Mówiliście, że nie chcecie bym opisywała za dużo okresu, w którym Naomi i Janek nie jeżdżą razem tramwajem, więc poprzestałam na jednym rozdziale :) Ale teraz: co myślicie o zachowaniu Janka? I o relacji, nad którą myślała Naomka? Cieszycie się, że wszystko wraca do normy? Piszcie :> 
Jak napiszecie to zapraszam na:
aska Ask :>
grupę grupa :>
Cieplutko pozdrawiam, 
Miśka

24 października, 2015

Rozdział 17

  Stoję pod daszkiem przystanku i czekam na niebieski tramwaj numer sześć. Na przeciwko mnie, po drugiej stronie torów stoi Jasiek, patrzymy się na siebie nic nie mówiąc, chłopak pali już drugą fajkę z rzędu. Powiedziałabym coś, ale nie chcę krzyczeć. On i tak mnie zignoruje. Chciałabym móc z nim normalnie pogadać, podziękować mu za pomoc. Trzy dni temu (w poniedziałek) dostałam od niego adres mieszkania do wynajęcia i już się przeprowadziłam. Poszło bardzo, bardzo szybko. Dlatego, że raz- mam bardzo mało rzeczy, dwa- mam blisko z mojego starego domu do nowego, dosłownie dwadzieścia minut drogi i trzy- i ja i kobieta (bardzo sympatyczna z resztą) która wynajmuje mieszkanie chciałyśmy to jak najszybciej załatwić. Moje nowe lokum jest na prawdę bardzo, bardzo skromne. Ma kuchnio-salono-sypialnię i malutką ciemną łazienkę z jednym, malutkim oknem, którego nie umiem otworzyć. W mieszkaniu mam tylko trzy okna, przy których stoją lekko suche kwiatki, ogólnie pomieszczenie jest ciemne, ale już trudno. Ściany są obite zieloną tapetą, która jest nieco podniszczona, a na podłodze jest pochlapana w kilku miejscach wykładzina. Funkcję kanapy pełni moje łóżko, biurka- stolik kuchenny, który trochę się kołysze a książki, których miałam najwięcej muszą na razie leżeć na podłodze. Nie dorobiłam się jeszcze takich mebli jak biblioteczka czy komoda. Z resztą nie wyjęłam jeszcze wszystkich ubrań, a te, które noszę- na bieżąco piorę i wieszam na sznurkach nad wanną. Zza ściany ciągle słyszę kłótnie jakiegoś małżeństwa. To jeszcze nie jest najgorsze. Najgorzej jest wtedy gdy godzą się wieczorami, ale o tym nie będę się rozwodzić.

Kolejny dzień

  Choć to prawie niemożliwe- na zewnątrz ochłodziło się jeszcze bardziej.  Śnieg w miejscach, które nie były tak bardzo udeptane przez śpieszących się przechodniów aż skrzypiał. Muszę zainwestować w jakiś porządny szalik i ewentualnie w rękawiczki. I uszczelki. Zaczynam odczuwać to, że okna w moim mieszkaniu nie są do końca szczelne. Docieplam się farelką, więc nie jest źle, ale ona zużywa za dużo prądu. Zwróciłam się w stronę Janka, on też na mnie patrzył, więc mu pomachałam. Odpowiedział mi tym samym gestem i uśmiechem.

Jeszcze następny dzień

  Brak rozmowy z Jaśkiem zaczyna być męczący, tęsknię za nim. To dopiero dwa dni, a musimy tak do kwietnia. Przecież to totalnie bez sensu. Nie da się utrzymać naszej relacji na normalnym poziomie bez rozmowy, bez jakiegokolwiek kontaktu.
-Cześć.- zachrypnięty głos Jaśka wyrwał mnie z zamyślenia.
-Co ty tu robisz?- zapytałam zdziwiona. To się nazywa wywołać wilka z lasu.
-Przyszedłem na chwilkę. I tak mam tramwaj kilka minut po tobie, więc zdążę na luzie. Chyba, że mam sobie iść.- już zaczął się odwracać.
-Nie idź!- złapałam go za łokieć, na jego usta wkradł się chytry uśmiech.
-Naczy jak chcesz to idź, ja cię nie zatrzymuję bo...- przerwał mi.
-Może po prostu powiedz mi jak u ciebie?- zaśmiał się co całkowicie zbiło mnie z tropu.
-Nooo... Przeprowadziłam się, to chyba oczywiste, próbuję się jakoś utrzymać...- nie wiem co mam mu mówić.
-Przecież chodzi mi o to jak się czujesz.
-Źle, wiesz o tym bardzo dobrze.- westchnęłam. Na pocieszenie zostałam pogłaskana po głowie. Zapewne chłopak chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nadjechał mój tramwaj, do którego on niestety nie wsiadał...

Kilkanaście kolejnych dni później

  Popadam w monotonię. Dramatyczną monotonię. Wstaję, wychodzę do szkoły, w której spędzam koło ośmiu godzin, potem biegnę do pracy, wracam do domu, uczę się, robię kilka niezbędnych rzeczy dookoła siebie i padam zmęczona na łóżko tylko po to, żeby przez dziesięć minut poczytać książkę i dramatycznie zmęczona całym dniem zasnąć. Weekend był jeszcze cudowniejszy niż zawsze- spędziłam go całkowicie sama w moim ukochanym mieszkanku. Nawet uszczelniłam okna. Udało mi się porozmawiać z panią Magdą, która okazała się być starą znajomą Jaśka. Jest dokładnie taka sama jak on- nie mówi praktycznie nic, tylko słucha. W sumie jedyną rzeczą jakiej dowiedziałam się o Janku jest to, że przeprowadził się do tego miasta gdy był w gimnazjum. Na pewien okres wyjechał (z powodów mi nieznanych) ale teraz znów wrócił i 'zaczyna zarabiać". Niestety nie wiem jak. Z samym Jasiem rozmawiałam dosłownie dwa razy, a i tak to były konwersacje w stylu "hej, co tam, u mnie też prześwietnie, pa" Nie mogę powiedzieć, że to po mnie spływa i, że nie odbija się to na moim samopoczuciu. Przez ten czas towarzystwa dotrzymuje mi Mateusz i Karolina, którzy doszkalają mnie jeśli chodzi o kwestie aktorsko-teatralne. Są na prawdę dobrzy w tym co robią. Karolina bardzo stara się mnie pocieszyć, ale nie za bardzo jej to idzie. Nie chcę jej mówić co mnie trapi, nie wiem czy tego gdzieś nie rozpowie, czy nie będzie się z tego nabijać. Na szczęście na mnie nie naciska, za co jestem jej niewymownie wdzięczna. Mateusz natomiast próbuje robić podchody- stara się wyczaić o co chodzi nie rozmawiając o tym ze mną wprost. Zadaje różne pytania i myśli, że nie zorientowałam się co knuje. Przynajmniej myśli, chwała mu za to.

Następne dwa dni minęły...

  Zadzwoniła moja mama. Wychodząc z domu dałam jej mój nowy numer komórkowy. Stary porzuciłam, miał go mój już-nie-brat. Mówiła, że się o mnie martwi, że nie ma do mnie pretensji o to co zrobiłam. Ale, że jeżeli jest mi ciężko się utrzymać, albo mam chociażby ochotę wpaść w niedzielę na obiad to żebym się nie krępowała. Powiedziałam jej, że nie mam ochoty widzieć się z moim bratem i, że jakoś przez ostatnie dni niezbyt ją obchodziłam, więc niech da sobie spokój. Przeprosiła mnie za to, że nie dawała znaku życia, ale nie chciała mi się narzucać. Odparłam, że jako osoba uważająca się za moją matkę raczej nie powinna się o to martwić. Stwierdziła, że to ja ją skreśliłam i, że to ja powiedziałam jej, że nie jest moją matką. Gubię się już w tym. Brakuje mi Janka, on wiedziałby co mam zrobić...




▼▼▼
Na wstępie chcę przeprosić za to, że tak długo nic nie dodawałam :(
I podziękować za 15k wejść! :) No, teraz już 16! Idziecie jak burza!:D
Nareszcie jest kolejny rozdziaał! :D Ma troszkę inną formę niż zazwyczaj, ale mam nadzieję (hehe) że i tak się Wam podobało :))  Nie wiem co myślicie- koniecznie napiszcie mi w komentarzu. Napiszcie też jak Waszym zdaniem radzą sobie nasi bohaterowie. Dobrze? Może nie bardzo? I podoba Wam się taka forma pisania?
Teraz zapraszam na: 

aska Ask :>
grupę grupa :>
 
Cieplutko pozdrawiam, 
Miśka



12 października, 2015

Rozdział 16

   Już po Świętach. Siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć i nie marznę! Jak dla mnie to nowość, ale dostałam pod choinkę przesympatyczną kurtkę, która jest z wierzchu zrobiona jak sweterek. Boże Narodzenie przebiegło bardzo spokojnie, bez zbędnych kłótni i wyskoków mojego już-nie-brata, on zawsze uwielbiam mnie denerwować w czasie, gdy wszyscy inni chodzą z wymalowanym na twarzy błogim uśmiechem. Pomijam fakt, że na dwa dni przed Wigilią siedziałam z mokrą głową w otwartym oknie i całe Święta przeleżałam z gorączką w łóżku. Sylwestra spędziłam sama, łaziłam po placu, na którym odbywał się koncert, obejrzałam pokaz sztucznych ogni i wróciłam do domu by po obejrzeniu filmu po prostu zasnąć. Jednak przed Sylwestrem wydarzyła się rzecz, na którą czekałam od dawna: mam osiemnaście lat. Obecnie gorączkowo poszukuję mieszkania, ale nie mogę nic znaleźć. Pracę już mam: jestem kelnerką w podłej knajpie niedaleko mojej szkoły. Mam nadzieję, że natłok nowych zajęć (praca, szukanie mieszkania, a gdy już zamieszkam sama to samodzielne życie i udzielanie się w szkole, gdzie mimo mojej woli, która krzyczała "nie!" zaangażowano mnie w jakieś chore kółka zainteresowań) nie zabierze mi zbyt dużo czasu: muszę się przecież uczyć. Matura już niebawem, a muszę ją zdać jak najlepiej, abym miała jakieś przyzwoite perspektywy. Chociaż nadal nie wiem co chcę robić dalej, gdzie pracować, na jakie studia pójść. Zupełnie nie mam na siebie pomysłu. Czeka mnie przyspieszony kurs dojrzewania i radzenia sobie ze wszystkim samemu, to nie będzie łatwe. Ponadto kusi mnie próba odnalezienia mojej biologicznej mamy, ale na to raczej się nie odważę. Kto wie kim ona jest? Może nie żyje, albo jest alkoholiczką? Nie wiem, chyba boję się wiedzieć. Z resztą co miałabym jej powiedzieć "Ym, dzień dobry, pamięta pani jak osiemnaście lat temu oddała pani dzieciaka do domu dziecka? To ja, hej mamo!' Zaśmiałam się przez własne myśli, to tak niemożliwe, że aż boli. Chociaż może pozwoliłaby mi u siebie zamieszkać? Nie chcę żyć obok mojego brata. Choć im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna, że zrani to moich rodziców. Przez tak długi czas nasz blok, nasze małe mieszkanie i oni byli dla mnie dosłownie wszystkim. Gdy ktoś mnie zranił nie szłam do przyjaciółki, przecież jej nie miałam, szłam do mojej mamy. Ona zawsze mnie wysłuchiwała, zawsze pozwalała mi się wypłakać. Gdy nie potrafiłam zrobić czegoś w komputerze, nie prosiłam o pomoc chłopaków z mojej klasy, przecież mnie nie lubili, prosiłam o pomoc tatę. Muszę przestać o tym myśleć, w końcu zwariuję. Oparłam głowę o szybę oblepioną płatkami śniegu i wsłuchałam się w rozmowy ludzi w tramwaju.
-Mruczek czuje się już lepiej, muszę kupić mu więcej witaminek!- rozradowany głos pani Ilony niemal zadzwonił mi w uszach. Jestem ciekawa czy ona ma męża.
-Pusia też już nie linieje!- czyli wszyscy wychodzą na prostą. W sumie fakt- nowy rok, nowe życie, nowe postanowienia, nowe szanse. Spojrzałam na panią Kamilę. Była dziś odstawiona, w oficjalnym płaszczyku i spódnicy. Miała ładny makijaż, elegancką torbę i upięte włosy. Mimo tego było widać, że jest bardzo zdenerwowana. Co chwilę zerkała na telefon, lub papiery, które trzymała w ręce, zerka za okno.  Jakby się bała, że ktoś wejdzie teraz do tramwaju i nie pozwoli jej jechać dalej.
-Witam panią bardzo serdecznie!- radosny głos Mateusza wyrwał mnie z zamyślenia.
-Ojejku, hej, jak tam u ciebie?- nieco oszołomiona uśmiechnęłam się do chłopaka i zrzuciłam plecak na ziemię by zrobić mu miejsce.
-Wszystkiego dobrego! Na Nowy rok, na spóźnione Święta i z okazji również spóźnionych twoich urodzin!- wręczył mi czekoladę z toffi. To takie kochane, w ogóle skąd wiedział o moich urodzinach? Mogłam o tym wspomnieć gdy przedstawiałam się na kółku aktorskim, fakt.
-Dziękuję, to takie miłe...- uśmiechnęłam się do niego. Jest ładny, ale w taki uroczy sposób. Nie, nie podoba mi się, po prostu jest uroczy. Choć ponoć to obraza mówić  tak o chłopaku, niby to 'pedalskie'. Nie prawda, takie teorie rozgłaszają osoby, które zazdroszczą, że nie mówi się tak o nich.
-Coś cię trapi?
-Nie, dlaczego?- zapytałam. Nie, nic mnie nie trapi. W ogóle, mam wszystko poukładane.
-Jakoś się zamyśliłaś.- przyjrzał się mojej twarzy.
-Słuchaj, znasz może kogoś, kto wynajmuje w okolicy tanie mieszkanie?- nie patrzyłam na niego.
-A więc o to chodzi. Kłótnia z rodzicami?- pokiwał wyrozumiale głową.
-Powiedzmy.
-Dobra, nie wnikam. Nie sądzę bym znał kogoś takiego, ale jeśli w najbliższym czasie ktoś o czymś takim napomknie to dam ci znać.- delikatnie klepnął mnie w ramię, opanowałam wzdrygnięcie. Nie lubię jak ktoś mnie dotyka.
-Dzięki.- nadal na niego nie patrzyłam.
-Nie ma się co martwić i wstydzić, z czasem wszystko będzie dobrze. A teraz ja już lecę bo twój chłopak się zirytuje. Do zobaczenia na kółku po lekcjach.- wstał i złapał się rurki by nie upaść.
-To NIE jest mój chłopak.
-Jasne.
-Serio! I jakie zajęcia po lekcjach, przecież nie ma aktorskich.. Czy są?
-Dziś świętujemy udane jasełka, potem przerwa i będą zapisy na przedstawienie Wielkanocne. A ja serio idę, bo twój PRZYJACIEL stoi na przystanku. Pa, pa.- uśmiechnęliśmy się do siebie i chłopak odszedł. Faktycznie, na przystanku stał Janek. W ciemnej koszuli, bez kurtki, w rozsznurowanych butach i fajką w ustach wyglądał dość... niesympatycznie. Jednak gdy popatrzyło się na jego twarz, zignorowało papierosa i spostrzegło, że płatki śniegu na jego włosach wchodzących w oczy wyglądają uroczo od razu widać, że to fajny człowiek. Patrzyłam jak ludzie chwieją się, gdy tramwaj hamuje i po chwili poczułam chłód na policzku po otwarciu się drzwi. Moment zamieszania, ludzie wychodzą, część osób się przepycha, reszta ludzi wchodzi i wszyscy szybko zajmują miejsca. Drzwi zamykają się, tym samym odcinając chłodny powiew powietrza, który szczypał mnie w policzki.
-Cześć młoda.- odwróciłam się do Janka, miał różowe policzki od mrozu.
-Już nie taka młoda!- roześmiałam się.
-Masz siedemnaście lat, więc młoda.- pokazał mi język. Może jestem młodsza od niego (w sumie to nie wiem ile ma lat) ale to on zachowuje się jak dzieciak.
-Od kilku dni już osiemnaście.- uniosłam głowę w górę, dumna jak paw.
-Serio? Nie wiedziałem, wybacz!- speszył się.
-Wszystkiego najlepszego!- krzyknął odzyskując rezon.
-Dzięki!- odkrzyknęłam nieco ciszej, ale równie entuzjastycznie.
-To może w ramach urodzin powiem ci, że znalazłem ci mieszkanie?- na widok mojej osłupiałej miny uśmiechnął się z satysfakcją. Sięgnął do kieszeni swoich ciemnych spodni i wyjął z nich różową, samoprzylepną karteczkę, w miejscu z klejem była zakurzona i w ogóle już się nie lepiła.
-To twoje pismo?- zapytałam czytając adres, imię i nazwisko właściciela, e-mail i numer telefonu.
-Może.- znów się uśmiechnął.
-Jejku, jesteś najlepszy.- schowałam kartkę do kieszeni, w myślach całując papierek, który najprawdopodobniej zmieni moje życie.
-Wiem.- roześmiał się.
-Mieszkanie jest bardzo, bardzo skromne, ma jeden pokoik połączony z kuchnią i łazienkę. Do szkoły masz dojazd tą samą linią tylko, że wsiadasz przystanek wcześniej.
-Jest super, serio. Teraz każde mi pasuje.- ten dzień będzie lepszy. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Zapatrzyłam się w okno niewymownie ucieszona zakończeniem sprawy z mieszkaniem. Gdy spojrzałam na Janka spostrzegłam, że coś jest nie tak.
-O co chodzi?- zapytałam prosto z mostu.
-Z czym?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Dobrze wiedział, że wiem, że coś jest nie tak. Pod wpływem mojego natarczywego spojrzenia po chwili westchnął i zaczął mówić
-Będę przez jakiś czas musiał jeździć w drugą stronę. Będę wsiadał w tym samym miejscu co ty, ale po drugiej stronie przystanku, wiesz o co mi chodzi. Jadę w przeciwnym kierunku. I tak będzie chyba do kwietnia, potem wrócę do szóstki.- przez chwilę nic nie mówiłam.
-I co teraz?- wbiłam wzrok w moje paznokcie.
-Teraz będziemy sobie machać i krzyczeć do siebie przez tory czekając na nasze tramwaje.
-Ale ja nie chcę do ciebie krzyczeć z przeciwnej strony, chcę móc z tobą normalnie pogadać.- nie mogę się rozpłakać z tak błahego powodu. Nie będę mogła z nim rozmawiać przez jakieś cztery miesiące!
-A myślisz, że ja chcę się przenosić? To tylko na chwilkę, wyluzuj.
-Cztery miesiące to chwilka?- zapytałam sarkastycznym tonem.
-Muszę wysiąść na następnym przystanku.- powiedziałam sucho gdy nie otrzymałam odpowiedzi. Teraz też nic nie powiedział, przytulił mnie. Przeszedł mnie dreszcz, nie przywykłam do tego.
-Będę za tobą chyba tęsknić.- powiedziałam tak cicho, że ledwo co to słyszał. Znów cisza.
-No powiedz coś, dlaczego nic nie mówisz?- jęknęłam w jego koszulę. Nie mogę się rozryczeć, zaraz będę w szkole i nie mogę być zapłakana, z resztą to głupie, nie mogę się rozpłakać. Przecież będziemy się widzieć, więc to nic takiego, prawda?
-Mówię.- na jego słowo zaśmiałam się sucho. Tramwaj nieubłaganie zbliżał się do mojego przystanku, w końcu zaczął hamować
-Muszę iść.- znów mi nic nie powiedział, tylko bardziej przytulił.
-Serio.-powiedziałam cichszym głosem. Drzwi zaraz się otworzą.
-Obiecaj, że nadal będziemy się przyjaźnić.- wypuścił mnie z uścisku.
-Obiecuję.- uśmiechnęłam się chyba trochę sztucznie.
-Trzymam cię za słowo, pamiętaj.- uścisnął moją dłoń.
Wysiadłam z tramwaju, a zimny wiatr wdał się do moich płuc.
Wypłaczę się w domu. Nowym już, mam nadzieję.




 ▼▼▼
Rozdział życia normalnie! :D Chcę Wam jakoś zrekompensować to, że są tak rzadko :(( 
Dziś dużo się działo! :D Co myślicie o pani Ilonie i pani Kamili? Albo o Mateuszu? :3 I o tym, że Naomi chce się wyprowadzić? Że Janek tak szybko znalazł jej mieszkanie? I wreszcie: czy uda im się dotrzymać obietnicy? Piszcie koniecznie! <3 
Tak w ogóle! WYAWM jest dostępne także na wattpadzie, więc jak wolicie wattpada od bloggera to serdecznie zapraszam! 8) To WYAWM :D
Teraz zapraszam na:
Aska Ask :>
grupę grupa :>
 
Cieplutko pozdrawiam,
Miśka

04 października, 2015

Rozdział 15

   Dziewiętnasty grudnia, siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć. Kolejny dzień, ostatni przed przerwą bożonarodzeniową. Dziś są jasełka, boję się i marznę dlatego, że musiałam przyjechać do szkoły w białej sukience aniołka. Oczywiście nie wzięłam ze sobą kurtki, po co? Pomijam fakt tego, że po prostu chciałam jak najszybciej wyjść z domu. Nie chcę już tam mieszkać. Dwudziestego siódmego grudnia mam urodziny, czekam na ten dzień. Po Świętach na pewno zostanie mi trochę pieniędzy, ostatnio zajmowałam się opieką nad wrzeszczącym wnuczkiem kobiety, która mieszka ze mną w bloku, więc też mam jakieś (co prawda bardzo mizerne) oszczędności. gdy będę pełnoletnia zatrudnię się gdzieś i wynajmę najtańsze mieszkanie gdzieś w okolicy jakie uda mi się znaleźć. Jeszcze wyjdę na prostą. Nie będzie łatwo, ale przynajmniej ucieknę od mojego brata, od tych wszystkich wspomnień. Tramwaj zaskrzypiał gdy zahamował na stacji. Zobaczyłam Janka, który wsiada przez pierwsze drzwi i kasuje bilet. Odkąd się ostatnio pokłóciliśmy w ogóle ze sobą nie rozmawiamy, nawet obok mnie nie siadał. Ale teraz się do mnie zbliża. Usiadł obok mnie.
Odwróciłam wzrok. Głupio mi, że przez taką błahostkę byliśmy na siebie obrażeni.
-Hej.- uśmiechnął się do mnie.
-Hej.- odpowiedziałam tym samym.
-Możemy już skończyć zachowywać się jak dzieci?
-Wydaje mi się, że to dobry pomysł. Na święta nie powinniśmy się kłócić.
-Zaczynają ci się jutro ferie?
-Tak. Nie wiem jak wytrzymam w domu.- westchnęłam ciężko. Tak się cieszę, że znów rozmawiamy! Mam normalnie ochotę go wyściskać.
-Nadal się nie dogadaliście?- zadziwił się.
-Nie. Planuję się wyprowadzić. Ale nie mam jeszcze osiemnastu lat. I nie znalazłam taniego mieszkania gdzieś tu.
-Jeśli bardzo chcesz to mogę ci pomóc coś znaleźć. Wiem więcej niż ty i może uda mi się coś z kimś załatwić po znajomości.
-Na prawdę mógłbyś?
-Nie ma żadnego problemu. Wiesz, martwię się o ciebie.- westchnął. Zaczęłam zdrapywać lakier z paznokci, byleby na niego nie patrzeć. Gdy nic nie mówiłam, kontynuował
-Mimo wszystko powinnaś przemyśleć wyprowadzkę od rodziców. Zranisz ich tym. Poza tym mieszkanie samemu nie jest proste.
-Poradzę sobie.
-Nie wątpię, ale nie będzie ci łatwo.- kiwnęłam głową. Teraz też nie jest mi łatwo. Będę się pewnie czuć samotna. Ukradnę koty pani Ilonie i będzie lepiej dla wszystkich. Ja będę miała towarzyszy, kotki będą miały spokój. W sumie nie słyszałam ostatnio by pani Ilona coś wymyślała nowego. I dobrze. Za to pani Kamila zaczęła się więcej uśmiechać. Jakby promieniała. Nosi teczki pełne papierów i ciągle rozmawia z kimś przez telefon. Może znalazła pracę? Choć w sumie kto rozmawia przez telefon z pracodawcą ze strachem w oczach mówiąc rzeczy w stylu "Nie mogę tego na niego powiedzieć, on się wścieknie" lub "Nie mam do niego o to żalu, bywam irytująca" Chyba nikt, więc mimo wszystko wydaje mi się, że to nie praca. Nie wiem. W każdym razie wygląda jakby ktoś zdjął z jej pleców ogromny ciężar, który przysparzał jej wiele strachu. Cieszę się jej szczęściem, na prawdę.
-Hej Naomka.- Mateusz, który właśnie wszedł do tramwaju uśmiechnął się do mnie i otrzepał z ciemnych włosów białe płatki śniegu.
-Hej. Wyglądasz dumnie w tej białej szacie.- zaśmiałam się pod nosem, widząc, ze spod ciemnej kurtki wystaje mu długa, aż do ziemi szata anioła.
-Ty też. ale czy nie jest ci zimno?
-Nie, spokojnie.- skłamałam, nie chce by się martwił. Kiwnęliśmy do siebie głowami i chłopak odszedł by skasować bilet.
-Przyjaźnicie się?- zapytał Jasiek świdrując mnie spojrzeniem na wylot.
-Przyjaźnią bym tego nie nazwała, ale dobrze się dogadujemy. Dziś mamy występ. Bardzo się denerwuję.
-Na pewno pójdzie ci świetnie. Wiesz co? Dam ci Świąteczny prezent, który przyniesie ci szczęście podczas występu. Co ty na to?- nie czekając na moja odpowiedź wyjął z kieszeni małe pudełko owinięte czerwonym papierem w złote choinki, całość zwieńczyła krzywa, zielona kokardka.
-Jejku, ja nic dla ciebie nie mam!- zarumieniłam się. Nie spodziewałam się tego.
-To nic. Otwórz.- rozwiązałam kokardkę i rozłożyłam papier. Otworzyłam małe, kartonowe pudełeczko i moim oczom ukazał się drobny łańcuszek. wyjęłam go z pudełeczka i roześmiałam się na widok przywieszki. To miniaturowy, srebrny (to nie prawdziwe srebro, ale taki ma kolor) tramwaj. Jest prześliczny, ja nie wiem gdzie on go znalazł.
-Podoba ci się?
-Jest prześwietny! Dziękuję ci- rzuciłam mu się na szyję.
-Wesołych Świąt.
-Wesołych Świąt.- odparłam z uśmiechem. Zapięłam wisiorek na szyi. Jest cudny. To drobnostka, ale właśnie takie drobnostki nadają kolorów wszystkiemu naokoło.
Janek wysiadł na kolejnym przystanku, na jego ramiona natychmiast spadły płatki śniegu.
-Wesołych świąt.- szepnęłam patrząc, jak chłopak znika za rogiem.




▼▼▼
No nareszcie jest rozdziaaaał! :D Tak się cieszę, że w końcu udało mi się go napisać :) Po raz kolejny przepraszam za przerwę w pisaniu, myślę, że już będzie normalnie :D Ale żeby nie przedłużać i wstawić w końcu posta nie będę tu więcej pisać :D Komentujcie mordki, teraz mega potrzebna jest mi motywacja <3
I jak już skomentujecie wpadnijcie na
aska Ask :>
grupę grupa :>

Cieplutko pozdrawiam
Miśka